wtorek, 25 marca 2014

Słodkości bez kalorii i idealne błyszczyki do pracy

Lubię te dni, kiedy mam wolne od pracy, robię sobie wolne od szkoły, śpię do 13, klikam zdjęcia i oglądam filmy. Tak jak teraz. Z dumą mówię - jest po 16, a ja właściwie o nic pożytecznego nawet się nie otarłam :DDD Mała przerwa każdemu z nas jest potrzebna, oby nie wkradała się w nasze życia zbyt często. Jutro wracam do obowiązków i tak będzie do niedzieli, dlatego znów zniknę :( Chociaż może..uda mi się zawitać tu w sobotę lub niedzielę. Życzę Wam miłego wieczoru i przechodzę do tematu :)
W Hebe udało mi się upolować całkiem ładne i naturalnie wyglądające na ustach błyszczyki z Bell. Kupiłam je z myślą o pracy - niestety lub stety nie każda kobieta siedzi w biurze, nudzi się i macha nogą by się rozluźnić. Ja swe początki z pracą zaczęłam w miejscu, gdzie ciągle jestem w ruchu.. W związku z tym makijaż musi być lekki i w miarę trwały. Kolory delikatne - jeśli się rozmażemy nie będzie aż tak widać. Ze swoją fuksją muszę się w takich chwilach rozstać i zastąpić ją jasnymi różami i beżami. Wybrałam błyszczyk z Bell z serii French Chic 03 - to bardzo jasny róż, który na ustach jednak dopasowuje się do naturalnej ich barwy.  Do koszyka wpadł też Glam Wear Nude 04 - beż z nutą brudnego różu. Jeszcze nie wiem, jak z ich trwałością, ale pierwsze wrażenie robią świetne. Chętnie wrócę po inne odcienie :DDD

W Hebe jest aktualnie promocja na peelingi Farmony. Miałam migdałowy, miałam waniliowy, a czekoladowego jakoś nigdy nie mogłam upolować. W końcu trafił w moje ręce i szalenie się cieszę, bo pachnie obłędnie! Ciemna czekolada i pistacja to absolutnie moje zapachy! :D Cena - 9,99 zł.

Wychodząc już prawie wrzuciłam do koszyka płyn do jamy ustnej Colgate wybielający zęby. Mam mało szczęścia i moja naturalna kość nie jest śnieżnobiała, ale staram się z tym walczyć.. Ostatni zakup, czyli pasta Blanx okazała się dla mnie wielkim niewypałem i zamiast jakichś efektów, moje zęby jak i dziąsła były podrażnione.. Mam nadzieje, że ten płyn takich szkód mi nie narobi :) Swoją drogą - może polecicie mi jakieś dobre produkty do jamy ustnej? Szczególnie te odświeżające i wybielające? 

(Nie)Sławny duet - daje radę?

Fakt, że piszę ostatnio raz na tydzień nie daje mi spokojnie spać.. I właśnie, jest przed pierwszą w nocy, a ja siedzę i obrabiam zdjęcia :DDD Może to i głupota, biorąc pod uwagę fakt, że rano będę nieprzytomna, ale trudno. Zawsze szybko nudziły mi się moje nowe zainteresowania. 4 maja mijają 3 lata odkąd prowadzę bloga i rzucić tego nie zamierzam. Istota bloga, to serce, które wkładamy w jego tworzenie. 

Jeśli znowu zacznę obiecywać, jak to zamierzam często uczestniczyć w życiu bloga, to pewnie otrę się o lekką hipokryzję, dlatego daruję sobie. Pocieszam się jednak - coraz bliżej maj - matura i już tylko mnóstwo wolnego. No, nie licząc pracy i innych obowiązków. 
Przechodzę do recenzji dwóch produktów firmy Bourjois. Jakiś czas temu skusiłam się na podkład tej firmy, a niedługo później na puder. Jestem w chwili obecnej pewna swojego zdania. Przetestowałam te kosmetyki w dniach lekkich, spędzonych na przyjemnościach, ale też kiedy czekała mnie 9 godzinowa, ciężka praca. Bywało różnie - raz lepiej, raz gorzej...

Zacznę od pudru w kamieniu. Pochodzi z serii healthy balance. Mój odcień to 56 light bronze. Kupiłam go w promocji w SP za mniej więcej 30 zł. Kolor wpada w ładny, ciepły i oczywiście ciemny beż. Na pierwszy rzut oka - idealny dla opalonych dziewczyn. Od razu po nałożeniu na twarz prezentuje się świetnie. Matowi skórę, wyrównuje koloryt, nie podkreśla suchych miejsc, ani nie zatyka porów. Z czasem jednak zmienia swój odcień i tworzy pomarańczowe placki.. Efekt skóry bez niepożądanego blasku również nie utrzymuje się długo - 2-3 godzinki i problem wraca. Puder z Bourjois zdecydowanie nie zrobił na mnie wrażenia...

Podkład tej samej firmy, jednak z serii 123 Perfect to nieco inna bajka :) Zakupiłam odcień 54 Beige i genialnie wtapia się w moją skórę. Kosmetyk jest lekki i przyjemny podczas aplikacji. Wyrównuje koloryt, maskuje drobne zaczerwienienia i nie tworzy efektu maski. Uwielbiam go używać, ale bywają dni, że się po prostu nie sprawdza. To na tyle lekki podkład, że jestem w stanie porównać go do kremów BB. Jeśli macie wiele do ukrycia, to możecie być rozczarowane. Ja buteleczkę choć wykończę, to kolejnej nie kupię. 

Miałyście te produkty?  Jakie są Wasze opinie? 

PS. Lubię pisać, jak za oknem pada deszcz! :)

środa, 12 marca 2014

Tanie mgiełki do ciała na wiosnę :)

W szkole zapach jest ważny, w pracy jest ważny, w sklepie jest ważny. Zawsze jest ważny i nie zawsze antyperspirant wystarczy, by czuć się komfortowo. Może niektóre z Was to zdziwi, ale ja chętniej sięgam po mgiełki do ciała, niż po perfumy. Oczywiście - piękny flakonik, równie piękny zapach - to jest to! Jednak zdecydowanie mam częściej ochotę na coś lżejszego. I co z tego, że muszę się psikać co dwie godziny! 

Swoją przygodę z mgiełkami Playboy zaczęłam od mgiełki VIP w złotym opakowaniu. Jest bardzo wyrazista, nie jest to delikatny, dziewczęcy zapach. Lubiłam ją, aczkolwiek w związku ze zbliżającą się wiosną, chciałam czegoś nieśmiałego, słodkiego, choć wiadomo - niemdłego. 
Wybrałam mgiełkę Playboy z nowej serii Play it Pin Up oraz klasyka Play it Sexy. Oba zapachy przypadły mi do gustu. Są całkiem podobne, troszkę tylko się różnią. Play it Pin up w moim odczuciu jest bardziej dziewczęcy, idealny na wiosnę, słodki, odrobinę za słodki i nie taki oczywisty. Ma coś w sobie, niewątpliwie! Jakby wata cukrowa..nie... nie wiem, w każdym razie to zapach z głębią. Natomiast Play it Sexy kojarzy mi się z ciepłymi wieczorami - landrynka idzie tu w parze z nutką elegancji :) Oryginalnością według mnie już niestety błysnąć nie może. 

Pin Up - nektar brzoskwini, aromat pralinek, jaśmin 
Sexy - różowy grejpfrut, mandarynka, jaśmin 

Żeby nie przesłodzić - powiem, że denerwuje mnie mocno wyczuwalna woń alkoholu w tych mgiełkach. Owszem, za cenę 15 zł nie można wymagać i wymagać, ale to istotna wada. Dobrze, że przynajmniej nieprzyjemny aromat szybko się ulatnia i zostawia na skórze prawidłowy zapach. Utrzymuje się, jak już powiedziałam z 2, może 3 godziny. Choć wiadomo - to zależy od skóry :) 

Macie mgiełki Playboy? Lubicie się z nimi? Jestem bardzo ciekawa, która podbiła Wasze serca..a może zupełnie przeciwnie..która Was rozczarowała? 

poniedziałek, 10 marca 2014

Zakupy - kosmetyczne i ubraniowe :)

Witajcie! Jestem tu tak rzadko, że aż mi przykro! Nie chce nawet podliczać odstępy od wpisu do wpisu, żeby bardziej się nie dobić. Tym razem nie będę obiecywać poprawy - ja po prostu nie mam czasu i go nie wytrzasnę. Praca, szkoła, zbliżająca się matura. Uwierzcie, że to dużo obowiązków. 

Ten dzień jednak zrobiłam sobie wolny. Nie pracuję dziś, nie poszłam do szkoły. Zostałam w domu, zrobiłam zdjęcia, zebrałam myśli i piszę do Was. Brakowało mi tego :) Zauważyłyście, że dni są coraz dłuższe? To świetna sprawa, bo zdjęć nie muszę robić najpóźniej o 14. 

Ostatnio zrobiłam trochę zakupów i tych kosmetycznych i tych ubraniowych, ale powiem Wam szczerze, że jakiegoś mega wyboru nie ma. Może to mój wybredny gust, a może większość rzeczy po pierwsze już się znudziła, a po drugie jest zbyt szmirowato wykonana, jak na swoją cenę. 
Zacznę od kosmetyków. W SP skusiłam się na puder Bourjois healthy balance w odcieniu 56 light bronze. Mam nadzieje, że nie będzie za ciemny, ani za jasny, tylko taki jak w opakowaniu :DDD Kosztował na promocji niecałe 33 zł, jego pojemność to 9g. Swoją drogą - fajnie pachnie ;)
Jakiś czas temu skusiłam się na pastę wybielającą Blanx. Wprawdzie nie wiążę z nią wielkich nadziei, bo dawno już zaakceptowałam swoją naturalną kość, ale spróbować nie zaszkodzi :) Lakier Taft wrzuciłam do koszyka w Hebe i jestem z niego bardzo zadowolona. Aż dziwię się, że wcześniej je omijałam!
Powróciłam zarówno do maski Biovax (promocja w SP), jak i do szamponu Garniera. Bardzo lubię ten duet. Szampon świetnie wygładza moje włosy, a maseczka nawilża. 
Mój niezastąpiony Garnier i najbardziej kontrowersyjna wśród drogeryjnych farb. Tania, dostępna, ładne odcienie..a tyle osób jej nie lubi, bo tak straaaasznie niszczy włosy. Ojej, ja z tym się nie zgadzam. Może dlatego, że moje włosy już są zniszczone, a może dlatego, że to jedna z niewielu farb, która po 2 tygodniach jest jeszcze na moich włosach.
Kurtka, którą kupiłam w Reserved. Kosztowała dosyć dużo, jak na zwykłą, czarną kurtkę, bo 250 zł, ale tak mi się spodobała, że musiałam ją mieć. Na zdjęciu wydaje się krótka, gdyż jest nieco zwinięta. Niestety kompletnie nie widać tu jej uroku, dlatego pokażę ją kiedyś w całej okazałości na blogu :) 
Dresowe spodnie z czarnymi ściągaczami chodziły mi po głowie od jakiegoś czasu. W końcu kupiłam i nie jestem zadowolona.. Jakość materiału pozostawia wiele do życzenia..
Na szczęście kolejne zakupy były udane. Bardzo fajne są teraz spodnie w New Looku i H&M :)

Na koniec jeszcze chcę Wam polecić syrop sosnowy z młodych szyszek. Jest świetny! Męczył mnie kaszel przez dobry tydzień, myślałam, że to zapalenie oskrzeli, ale wizytę u lekarza odkładałam i odkładam. Któregoś dnia, mama przynosiła mi ten syrop i kaszel zdecydowanie ustąpił :)

wtorek, 4 marca 2014

Sleek - dlaczego więcej już się nie skuszę...

To była miłość! Gwałtowna, namiętna, pełna wrażeń! Właściwie..to był jednak romans. Krótki i ulotny. Pieniądze wyrzucone, radości żadnej. Wspomnienia marne i pełne żalu.
Tymi słowami mogłabym zakończyć recenzję paletki szminek-pomadek do ust Sleek Show Girl, ale nie wypada mi oczerniać bez żadnych konkretnych argumentów...więc...do dzieła! :DDD
(górny rząd, prawa strona)

Opakowanie, jak i cena (niecałe 50 zł) jest w porządku. Dostajemy 4 szminki, kawałek czarnego, wytrwałego plastiku z lusterkiem, a nawet pędzelkiem. Pędzelek ten niestety sprawdziłby się zapewne do mazania po kartce papieru tanimi farbami plakatowymi. Zdecydowanie nie do aplikacji produktu na usta. Jest tyci tyci, twardy, o jakości żadnej. Sprawy techniczne omówiłam, pora na konkrety.

Konsystencja pomadek jest toporna. Czymkolwiek bym ich nie aplikowała - smugi pozostają na ustach, kosmetyk wchodzi w załamania, sprawia, że usta wyglądają na potwornie suche. Pigmentacja pozornie świetna, jednak okropnie trudno rozprowadzić pomadkę na ustach równomiernie i bez prześwitów. 

(rząd dolny, lewa strona)
Trwałość też nie rzuca na kolanach. 2-3 godziny i nic już, kompletnie nic nie mam, chyba że resztki w kącikach. Kolejnym minusem są dla mnie odcienie. Na stronach internetowych wyglądały lepiej - w rzeczywistości dwa są bardzo podobne, a jednocześnie za jasne do mojej naturalnej barwy ust. Ktoś może powiedzieć, że mam ciemną. Otóż nie - mam jasną barwę ust, to pomadki źle z nimi współgrają. 

Zaletą jako taką jest fakt, że pomadki w miarę możliwości współpracują z błyszczykami, dlatego jeśli już sięgam po nie, to sięgam też po błyszczyk, który ujednolica kolor i maskuje defekty kosmetyku.


Jedyny kolor, który naprawdę mi się spodobał to ten winny - z nutą i czerwieni i różu. Pozostałe to jakaś porażka. Dawno tak tandetnie nie wyglądam i dawno tak źle się nie czułam! :O


Sleeka cienie lubię i przy tym zostanę. Szminki nie są dla mnie, o nie :DDD