Nie mogło być inaczej. Ja również byłam na tym jakże wyczekiwanym filmie w kinie. Może nie na premierze, bo nie lubię tłumów i mlaskającej pani obok, która nie potrafi jeść cicho popcornu, ale w ciągu tygodnia, gdy sala była niemal pusta, a moje skupienie maksymalne. Bilet kosztował mnie 19 zł i mam w głowie milion sposobów na lepsze spożytkowanie takiej marnej kwoty. Bo muszę przyznać, niemal wszystko byłoby lepsze. Ale od początku.
Nie trzeba być żadnym znawcą, albo nawet spostrzegawczym widzem, by dostrzec, że film będzie opierać się na kłótniach-seksie-powrocie i tak nieustannie. Akcja toczy się szybko, nawet w sumie nie wiadomo, kiedy to już panna Steele zostaje rozdziewiczona. Można się upierać, że idealnie pasuje do swej roli, ta niewinna twarz, to spojrzenie, te usta, ale ja w niej widzę drugą Bellę z jedną miną. Poza tym warto zauważyć, że Grey jest magiem! Potrafi doprowadzić ją do orgazmu, bez dotykania . Ana - stanowczo za często i w złym momencie jęczy, przyznajcie.
Pal licho beznadziejną grę Dakoty, przyjrzyjmy się bliżej całej fabule, a właściwie jej braku. Sam zamysł moim zdaniem idealnie wpisuje się w film psychologiczny. Wiecie, taki o młodych chłopcu, wykorzystywanym przez dojrzałą kobietę, uwodzonym, manipulowanym. Jednak niestety w filmie kompletnie to pominięto, to taki drobny epizodzik. Oglądamy całość jako marną komedię, pozbawioną jakichkolwiek emocji. Mimo że Grey i Ana nie należą do tych, co z seksem się nie śpieszą, to ich przygoda okazała się tak interesująca, że zasypiałam. Bo przecież tu oprócz perypetii między bohaterami, kończącymi się seksem, nic się nie dzieje.
Powiedziałam już o złej grze Dakoty, powiedziałam o płyciźnie, było też o nudzie bijącej z ekranu. Na koniec powiem, że film był przerysowany. Twórcy myślę, że za bardzo chcieli zachęcić widzów i wyszło nieciekawie, komercyjnie, bez wyrazu. Dla mnie zabrakło jakiegokolwiek portretu psychologicznego Greya, który sprawiłby, że wszystko nabrałoby rąk i nóg. To tak jakby pokazać skutki bez przyczyny. Seks się sprzedaje, oczywiście, ale gdybym chciała obejrzeć film pozbawiony konkretnej fabuły, głębi i sensu, to weszłabym na RT, a nie poszła do kina. I jeszcze zapomniałabym dodać, że to bajka oderwana od rzeczywistości. A co Wy myślicie o tym "fenomenie"?