sobota, 31 maja 2014

Zmiany zacznij od...włosów :)

Witajcie! Wpadłam tu tylko na chwilkę, aby powiedzieć Wam, że dołączyłam do grona blogerek, które mają przyjemność przetestowania linii do włosów Aussie Miracle Moist, dedykowanej włosom przesuszonym, wymagającym nawilżenia - czyli moje wpisują się idealnie ;)) Z tą firmą niestety nie miałam bliższej styczności, nie licząc naprawdę udanej przygody z 3 minutową maseczką KLIK. Mam nadzieje, że tym razem będzie jeszcze lepiej, że cała seria udźwignie moje wymagania - a one nie są z kolei takie małe!

Jak widzicie - będę testować szampon, odżywkę, odżywkę w spray'u oraz maseczkę, ale dostałam również miniatury (wcale nie takie małe, bo mają 75 ml), którymi chętnie Was obdarzę. Jeśli macie ochotę, zapraszam wkrótce na Facebooka. Miłego dnia! 

A Wy, jakie macie doświadczenie z Aussie?

środa, 28 maja 2014

Twarz to jednak podstawa

Cześć! Tak dawno mnie tu nie było, ale zupełnie nie mam pomysłu, jak rozplanować swój czas, by pogodzić bloga z pracą. Zachrzaniam bardzo często i bardzo długo, więc gdy wracam do domu to zwyczajnie padam do łóżka. Mam nadzieje, że wkrótce jednak znajdę jakiś złoty środek tej sytuacji i będę tu regularnie :) 

Co do tematu - jedni mówią, że podstawa to piękne włosy, inni że figura, ja mówię, że to jednak twarz. Bo choćbyśmy przytyły kilka kg, nie zdążyły wystylizować włosów, to zadbana twarz zawsze rzuci się w oczy i sprawi, że ktoś pomyśli o nas "jaka ładna kobieta!".  A zadbana twarz to dla mnie twarz gładka, miękka, świeża, oczyszczona i wypoczęta. Jednym z kosmetyków, który taki efekt w jakimś stopniu pomaga mi osiągać jest pianka do oczyszczania twarzy z Flosleku. Myślę, że to genialny produkt dla osób o skórze delikatnej, ale potrzebującej uczucia świeżości i czystości. 

Nie wiem, jak Wy - ja gdy przez dłuższy czas, np. 4-5 dni nie zrobię peelingu twarzy, w żaden sposób nie oczyszczę jej dogłębniej niż za pomocą wody, toniku, czy  łagodnego mydła to czuję, że jest zanieczyszczona. Mam niestety skórę wrażliwą, na której chętnie pojawiają się wągry, która lubi się błyszczeć i z której "ściągnięcie" sebum jest wręcz konieczne.

Antybakteryjna pianka Floslek do mycia twarzy z serii Anti Acne, przeznaczona do skóry mieszanej / tłustej jest zdecydowanie do użytku codziennego. Stosowana raz na jakiś czas raczej większych efektów nie da. Ja sięgam po nią codziennie, rano przed nałożeniem makijażu i wieczorem po demakijażu. 

Co mogę o niej powiedzieć? Z pewnością nie oczyści twarzy tak jak peeling, którego działanie spokojnie wystarcza na kilka dni. Jest delikatniejsza, mniej inwazyjna, dlatego radziłabym ją włączyć do codziennej pielęgnacji. Wówczas sprawi, że nasza cera będzie wyglądać na odświeżoną, w dotyku stanie się miękka (nieściągnięta) i gładka. Jeśli jesteście tak jak ja, smutnymi posiadaczkami wągrów, możecie wierzyć, że trochę ich zniknie - a przynajmniej tak stało się w moim przypadku.


Podsumowując - jeśli chcecie tę piankę kupić z myślą o codziennym stosowaniu - bierzcie! Powinnyście być zadowolone. Natomiast jeśli myślicie o sporadycznym jej stosowaniu, może dołączcie do niej peeling Anti Acne enzymatyczny ? Wtedy działanie powinno być nieco dogłębniejsze, a efekt oczyszczenia bardziej zadowalający. Do tej pory, przyznam Wam, że seria Anti Acne jest jedną z moich ulubionych marki Floslek.

piątek, 23 maja 2014

Włosowy duet za dychę

Witajcie! Obiecywałam, że będę tu częściej, ale to chyba nie jest możliwe. Znów pracuję i to naprawdę przez wiele, wiele godzin, wiele dni. Na dodatek jestem chora i od razu spytam, bo później pewnie zapomnę... Może niektóre z Was mają problem z klimatyzacją w pracy  i znają jakieś dobre, krople do nosa, pastylki do gardła, które zadziałają wzmacniająco i ochronią przed przeziębieniem? 

Za chwilkę uciekam korzystać z wolnego dnia, pójdę trochę poćwiczyć, zrobię sobie mini spa, poleżę, pooglądam seriale..by później na spokojnie wstać o 2 w nocy :DDD Nie, nie chce o tym teraz myśleć. Przechodzę do tematu wpisu.. dziś bardzo tanie kosmetyki do włosów, które posiada w asortymencie chyba prawie każdy Carrefour. Tanie i fajne. 
(skład nie powala, ale czy aż tak się różni od innych, drogeryjnych kosmetyków? chyba nie...)

Nectar of nature każda z Was pewnie widziała, może ktoś miał. Ja zazwyczaj nie sięgam po tak tanie kosmetyki do włosów. Jestem wierna John Frieda, ale po ostatniej ich keratynowej wpadce, postanowiłam zrobić przerwę. Cena 4,99 zł / sztuka jednych kusi, innych zniechęca. Należę do tej drugiej grupy, gdyż trochę jestem niedowiarkiem i ciężko mi uwierzyć, że szampon, czy odżywka za piątaka sprosta moim oczekiwaniom. Zdziwiłam się. I to tak pozytywnie. 

Szampon ma pojemność 300 ml, odżywka 200 ml. Opakowania są naprawdę przeciętne, choć niczym nie odstają od innych, drogeryjnych. Mają w składzie masło shea i to wcale nie na ostatni miejscu. Pachną bardzo przyjemnie, a konsystencja nie utrudnia aplikacji. Może szału i fajerwerków nie ma, jednak przyznaję, że szampon świetnie włosy oczyszcza, nie pozostawia ich tępych i przesuszonych. Jego działanie nie jest dla włosów agresywne. Dodatkowym plusem jest to, że nie wpływa na ich przetłuszczanie w sposób negatywny, wręcz przeciwnie! Włosy zawsze myłam codziennie, przy tym szamponie mogę spokojnie do 2 dzień.  Odżywka należy raczej do tych lekkich. Jest dosyć gęsta, ale nie za bardzo, dobrze rozprowadza się na włosach. Sprawia, że są miłe w dotyku, fajnie się układają. Są też podatne na wygładzenie. Z pewnością nie obciąża i nie odbiera włosom świeżości. 
Ja natomiast, na pewno będę częściej sięgać po te produkty. Cena niska, a jakość dorównuje, albo nawet przewyższa inne drogeryjne kosmetyki, cztery razy droższe! A jakie są Wasze wrażenia? 

wtorek, 20 maja 2014

Coś innego niż wszystkie?

Jest północ, a ja piszę. Odpalam też Hobbita, bo nigdy nie miałam okazji obejrzeć. Nie, nie zwariowałam. Znalazłam tylko pracę i zaczynam ją o 4. Dla osoby, która śpi tak długo jak ja, brzmi dramatycznie, ale wierzę, że można się przyzwyczaić. I poza tym... zdradzę Wam sekret :DDD Zawsze lubiłam jeździć nocnymi autobusami, hah! Mówię całkiem poważnie :) Jedyne, co mnie martwi w chwili obecnej to przeziębienie, które idzie do mnie wielkimi krokami...
Dziś chcę Was zająć dosyć znanym produktem, znowu kosmetykiem do ust, ale spokojnie - robię sobie od nich przerwę. Błyszczyk Revlon SuperLustrous w odcieniu 225 Berry Allure  to kolejny fiolet w mojej kolekcji. Głęboki, intensywny, z lekką nutką fuksji. Kosztował po promocji -40% ok. 18 zł. 

Niestety już przy pierwszej aplikacji widzimy, że nieco transparentny. Gdzieś ta pigmentacja ucieka.. Za to przynajmniej konsystencja nie jest zła! Owszem, jak to błyszczyk, odrobinę się lepi, jednak nie skleja, nie roluje się na ustach, nie wysusza ich. Cała jego specyfika leży w efekcie, jaki daje. Jest to fajna tafla, która niezmiennie kojarzy mi się z wodą, latem, słońcem i wakacjami. 
(nie pytajcie, czemu to tak wygląda na zdjęciu, w rzeczywistości jest lepiej :D)

Czy jestem zadowolona? Niekoniecznie. Ten błyszczyk miał być inny niż wszystkie. Miał odbijać słoneczne promienie, a jednocześnie posiadać nasycony, piękny kolor. Tego drugiego zabrakło, choć i tak muszę przyznać, że jest w tym produkcie coś innego niż we wszystkich typowo drogeryjnych. 
( może to ta galaretkowata konsystencja? :DDD)

sobota, 17 maja 2014

Fioletowe usta? Tylko z L'Oreal Caresse

Cześć! Jestem na etapie szukania pracy, mimo że miałam sobie zrobić kilka dni wolnego. Dziś miałam rozmowę kwalifikacyjną i przyznam, że strach mnie obleciał. A myślałam, że tak jest tylko gdy po raz pierwszy idziemy do pracy.. Jednak nie, tak chyba będę miała za każdym razem. Strach i podekscytowanie! Trzymajcie za mnie kciuki, oby się udało i ludzie byli fajni :DDD
Dziś przychodzę do Was ze szminką L'Oreal Caresse w odcieniu 203 rock 'n mauve. To piękny głęboki fiolet, choć na ustach jest już zdecydowanie delikatniejszy. Porównywałabym ją do masełek z Revlonu - owszem nadaje kolor, ale jej głównym celem jest nawilżenie ust. 

Trwałość oceniłabym na całkiem przeciętną/ kiepską. Niestety jeśli chcemy by efekt utrzymał się cały dzień, niezbędne są liczne poprawki. Jednak to jedyna wada jaką zauważyłam. Szminka faktycznie nieco usta nawilża, nadaje bardzo subtelny, jednocześnie wyrazisty odcień, jest w eleganckim opakowaniu i dobrze się nosi. Nie podkreśla suchych skórek, nie wchodzi w załamania. 

(tak wygląda na ustach, odcień 203)

Z czystym sumieniem mogę ją polecić, jest warta swojej ceny (ok. 40 zł). 


Kiedyś dostałam w Hebe w gratisie pomadkę z tej serii, niedostępną w sprzedaży (?). Często po nią sięgam. Przypomina mi trochę pomadki Nivea.  Otacza usta prawie niewidoczną, kolorową mgiełką, odrobinę nawilża. Idealna do kieszeni, czy torebki :) Odcień: 707 very berry me. 


Jakie macie wrażenia, co do szminek Caresse? Może polecicie mi jakieś fajne odcienie? Róż, fuksja..?

czwartek, 15 maja 2014

Powiększone usta? Przekonajmy się

Czasami zdarza mi się spotkać fajną kobietkę w Hebe. Dzieje się to niezwykle rzadko, dobra, raz mi się udało. Nigdy, naprawdę nigdy tak świetnie mi się nie rozmawiało. I owa rozmowa przedłużała się, a ja brałam coraz więcej rzeczy..i tak jakoś wyszło, że do kasy pomaszerowałam z błyszczykiem, którego w życiu bym nie kupiła, ale jednak kupiłam. Ma masę drobinek, jest nieznanej mi firmy - to dwie cechy, najczęściej wykluczające u mnie dany kosmetyk. Zrobiłam wyjątek, dobrze, że zrobiłam :)
Misslyn możliwe, że tylko mi jest nieznana. Kiedy pojawiła się w drogerii, jakoś nie miałam ochoty jej wypróbować. Niczym mnie nie zachęcała - oczywiście nie była też odrzucająca. Po prostu według mnie nie wnosiła niczego nowego. Teraz, gdy trochę przy niej pochodziłam, popatrzyłam, stwierdziłam, że opakowania są niczego sobie - eleganckie, niezłej jakości.. Wpadł mi też w oko błyszczyk, rzekomo powiększający ust i postanowiłam spróbować. Nie spodziewałam się szału, a tu proszę!
Jego numerek to 55, new lover. Określiłabym go jako jogurt jagodowy, bo to jednak taki fiolet rozbielony. Z mnóstwem drobnych drobinek, przeważnie złotych. Idealny będzie na lato, kiedy promienie słoneczne będą odbijać się w naszych ustach, a pomalowanie ich będzie stanowiło główny element make'upu. 
Ładnie kryje, jest dosyć gęsty, dobrze się nakłada. Niestety nieco skleja, choć to jedyna wada, jaką zauważyłam. Nie wysusza i trzyma się naprawdę nieźle przez kilka godzin. Drobinki nie wyglądają tandetnie, tylko tworzą razem coś przypominającego taflę. Ona z kolei optycznie nieco powiększa usta. A może tylko tak mi się wydaje? Nie wiem, w każdym razie jestem pewna, że był to trafiony zakup!

Co robić, by reklamacja została pozytywnie rozpatrzona? + migdałowy peeling :)

Wczoraj bardzo bolały mnie oczy, bardzo bolała mnie głowa. I tak sobie pomyślałam - jak ja zapieprzałam przez ostatnie miesiące! Od szkoły do pracy, od pracy do szkoły.. zwieńczeniem bólu był cały tydzień, właściwie prawie dwa tygodnie matur - stresu i burzy mózgu! Nie, nie, tak już dalej nie będzie i zanim znajdę pracę, zrobię sobie tygodniową, a nawet dwutygodniową przerwę do wszystkiego, prócz bloga. Na blogu będę aktywna, jak nigdy! No i może w końcu zacznę kombinować z filmikami..tyle czasu już obiecuje...

Przechodzę do temat, który narodził się w mojej głowie przez doświadczenia życiowe :D Ostatnio pewne rzeczy reklamowałam, a przy okazji zebrałam od znajomych i od mojej siostry cenne informacje, które powinnyście mieć w głowie, gdy idziecie do sklepu z paragonem, danym produktem i macie nadzieje na pozytywne rozpatrzenie Waszego wniosku. Zacznę od tego - żebyście zawsze trzymały paragony i pytały ekspedientki o czas gwarancji. Spójrzcie do swojej szafy z ciuchami, obejrzyjcie dokładnie buty. Warto reklamować, gdy coś nie spełnia naszych oczekiwań, chyba że mamy lekką rękę do pieniędzy.

1. Im wcześniej, tym lepiej - tę radę podsunęła mi moja Zosięcia. Większe szanse na rozpatrzenie reklamacji pozytywnie są, gdy przynosimy buta ze startą podeszwą, niż, gdy przynosimy go, gdy mamy już ogromną dziurę. Dlatego nie zdzierajmy butów do końca, tylko kiedy widzimy pierwsze
usterki, lećmy do sklepu.

2. Spostrzegawczość - głupotą jest tak robić, a jeszcze większą głupotą jest przyznawać się, że wadę produktu  zauważyłyśmy miesiąc, czy dwa miesiące temu. Wątpię by nasza skarga była traktowana wówczas poważnie, bo skoro przez ten wspomniany miesiąc nic nam nie przeszkadzało, dopiero teraz, to chyba coś jest z nami nie tak.

3. Zwrot gotówki, a wymiana - często ludzie od razu żądają gotówki. Z jednej strony - nie dziwię się. Jesteśmy zdenerwowani, bo coś na co wydaliśmy dużo pieniędzy, zniszczyło się przy pierwszym większym wyjściu. Z drugiej strony - spróbujmy wczuć się w rolę osoby, która daną reklamację rozpatruje. Ktoś kto z góry zakłada, że chce pieniędzy, może w rezultacie nie otrzymać nic. Jeśli wpiszemy, że możliwa jest także wymiana, prawdopodobnie nasz wniosek zostanie rozpatrzony przychylniej. Okazujemy w ten sposób, że zależy nam na danym produkcie.

4. Zachowujmy oryginalne opakowanie - utrudnia mi to nieco życie, bo liczba kartonów w domu robi się coraz większa, ale zdarzyło mi się spotkać z sytuacją, gdy zażądano ode mnie oryginalnego opakowania obuwia, czyli właśnie kartonu. Od tamtej pory trzymam je. W jednym sklepie są one koniecznością by złożyć reklamacje, w innym nie. Ja wolę nie ryzykować i nie wyrzucam żadnych, aczkolwiek...można by powiedzieć, że wystarczy przecież spytać ;)

5. Dokładnie opisujemy problem  - mam tu na myśli wypełnienie reklamacji w sklepie. Należy dokładnie opisać problem, poinformować, że wszystkie zasady użytkowania były przestrzegane.

A jakie Wy macie rady odnośnie reklamacji w sklepach? Ja do tej pory najlepsze doświadczenie miałam z Diverse i swojego czasu z Deichmannem - kiedyś wymieniali tam buty od ręki, teraz niestety wiele reklamacji odrzucają, lub rozpatrują pomyślnie, oczywiście po 14 dniach. Z CCC nigdy nie miałam problemu, najczęściej po 2 tygodniach mogłam wymienić buty na nowe.

--------------------------------------------------------------------

Korzystając z okazji, że tu jestem, chciałam pokazać Wam peeling, który udało mi się upolować w Hebe. Kosztował niecałe 20 zł, ale nie atrakcyjną ceną mnie skusił, tylko swoim zapachem. Jest przepiękny! Słodkie migdały trafiają w mój gust :DDD Do tego fajne, eleganckie opakowanie. Ostrość mała/średnia. To raczej taki delikates ;) Jeśli lubicie coś mocnego, możecie być niezadowolone. 

środa, 14 maja 2014

Z czarnych do rudych - włosowe tragedie

Dobra, przesadzam. Dramatyzuję jeszcze po ustnym angielskim, który owszem, zdałam, ale z dość przykrym wynikiem. To było najgorsze rozjaśnianie w moim życiu, bowiem zużyłam aż 4 opakowania z tym strasznym, żrącym fioletowym błotkiem. Do tego dwie, zadziwiająco dobre farby Garniera. 
Nie wiem, co mnie naszło na rudy. Zarzekałam się, że zostanę przy czarnych i niestety znów za nimi tęsknię, aczkolwiek obecny kolor też mi się podoba. Nie jest to jeszcze wymarzony efekt, ale na razie zostaną takie, jakie są, gdyż nie chcę ich znowu torturować, niech odpoczną. Mój problem zaczął się, kiedy postanowiłam zmienić rozjaśniacz z Joanny na Delię. Niestety - nie podołała ona i zostawiła na mojej głowie - Uwaga!, czarno-wiśniowo-biało-żółte pasma. Wtedy Joanna przyszła do mnie z pomocą i jakoś to wyszło. Oczywiście, kolor nie jest jednolity, oszałamiający, ale jestem zadowolona. 

Muszę też wspomnieć, że farba Garniera jest genialna! Włosy po niej są miękkie i nie wyglądają aż tak tragicznie. + dołączona w opakowaniu maska, sprawdza się świetnie. Szkoda, że jest tak mała :)

Efekty widzicie na zdjęciach, ale tak jak mówiłam - to jeszcze nie koniec. Za jakiś czas spróbuję kolor wyrównać. Nie obędzie się też bez podcięcia. Swoją drogą, mogę Wam z czystym sumieniem polecić rozjaśniacze Joanny i farbę Garniera. Z własnych doświadczeń powiem też, że rozjaśniacza warto nie trzymać na głowie zbyt długo, bo rozjaśni Wam włosy i tak tylko do pewnego momentu. Po 20 minutach (przynajmniej u mnie) efekt rozjaśniania zatrzymuje się i nawet gdybym trzymała go na włosach kolejne 20, to nie będą one jaśniejsze. Może u Was też tak jest.. 

tak teraz wyglądają moje włosy - wiem, zniszczone, całe życie i tak już chyba zostanie, bo moja szalona dusza nie pozwala mi na nudę na głowie i zmusza do zmian :O 
jak widać.. kolor nie jest jeszcze jednolity

Teraz chciałabym Was spytać o preparaty nawilżające skórę głowy? Znacie coś wartego uwagi? Rozjaśniacz z Delii bardzo, ale to bardzo mi zaszkodził... Jeśli macie jakieś pytania, wacie śmiało.  PS. Wiem, że szaleję, wiem, że użycie tylu rozjaśniaczy dla włosomanek jest zabójstwem, jednak przy mojej ilości włosów nie dało się inaczej. A zebry na ulicy udawać nie chciałam. 

wtorek, 13 maja 2014

Co warto obejrzeć? Moje propozycje na nudny wieczór.

W głowie cały czas mam piosenkę "I see fire" i zupełnie nie mogę się od niej uwolnić. Jest przepiękna..choć to za mało powiedziane. Trafia do mojej wrażliwości, na wylot mnie przeszywa. Wpadłam przez tę melodię wczoraj w nocy w taki melancholijny nastrój. Myślałam, właściwie, ja sobie zadawałam cały czas pytania. Począwszy od wyrzutów, czemu tak szybko się poddajemy i nie walczmy, a następnie dlaczego na tak wiele rzeczy nie mamy wpływu w swoim życiu. Dlaczego ranimy i zło nas omija, dlaczego mamy otwarte serce, a los nas krzywdzi. Czy jeśli ból i łzy mają sens, to gwarancja, że zapomnimy, co przeżywaliśmy. Czy jeśli wiecznie wracamy, cofamy się, czy potrafimy też iść naprzód? Tylu rzeczy nie wiem, tyle bym chciała. Marzenia i nadzieje to dwie najpiękniejsze rzeczy, które tworzy człowiek i których nikt mu nie zabierze. 

Tym refleksyjnym kokiem zmierzę do polskiego filmu. Tak, polskiego! Pomału się do nich przekonuję i zaczynam rozumieć ten nasz specyficzny klimat. Pomału doceniam świetnych aktorów, których mamy. Jeśli jeszcze nie widziałyście "Chce się żyć", to nie wiem jak spędzaliście ostatnie wieczory! Koniecznie naprawcie ten błąd. Świetna gra, przemyślany temat, ukazane ludzie słabości w sposób niezwykle poruszający. Jesteśmy niekiedy bezsilni, egoistyczni, czasami tracimy wiarę, ale wszyscy do czegoś w życiu dążymy. Wszystko ma swój koniec i początek. Płakałam, cholernie, nie wiem czemu tak naprawdę. To taki życiowy film, może sytuacja, którą przedstawia nie jest powszechna.. sami zobaczcie. 

"Płynące wieżowce" to historia dwóch homoseksualistów. Czy mnie porwała? Tak, biorąc pod uwagę polskie realia, byłam miło zaskoczona. Uwierzyłam, w to co widziałam na ekranie i przeżywałam razem z bohaterami. Nigdy nie będę twierdziła, że homoseksualizm jest normalny, zgodny z naturą, zawsze będzie to moim zdaniem odchylenie, pewna dysfunkcja psychiczna, tak nigdy też nie zmienię zdania - tacy ludzie są wśród nas i mają prawo żyć szczęśliwie. Film porusza trudną kwestię, mianowicie podkreśla presję jaką stwarza najbliższe środowisko..Warto obejrzeć ot tak, któregoś wolnego wieczoru. Banasiuk u mnie zapunktował, całkowicie mnie przekonał do siebie, dobrze zagrana rola. Wasilewski jest dla mnie ciekawym reżyserem. Mogę Wam polecić też jego inny film "W sypialni". Trochę niedoceniony.


Z innej beczki, chcę Wam zaproponować cudowną bajkę! "Kraina lodu" to jedna z lepszych propozycji dla dzieci (dorosłych też!), które ostatnio miałam przyjemność oglądać. Też płakałam. Miłość zarówno siostrzana jak i ta typowo partnerska to coś, co mnie wzrusza i w jakiś sposób dotyka. Jestem pewna, że każda pociecha będzie miło zaskoczona tą bajką - przedstawia ona piękne obrazy, fajnych bohaterów i co najważniejsze - istotne wartości w życiu. Dla dorosłych zaś będzie to cofnięcie się w czasie, a przy tym, dobre przypomnienie, co w życiu jest ważne. Bajki lubię za prosty przekaz, prosty i dosadny.

I ostatnim filmem, jaki chcę polecić jest emocjonujący, niezwykle klimatyczny dramat " Zabiłem moją matkę". Długo zbierałam się do jego obejrzenia, aż przyszedł wieczór, właściwie noc, okropnie mi się nudziła i odpaliłam. Lubuję się w filmach nieco skomplikowanych, ukazujących trudne relacje i był to strzał w dziesiątkę. Albo Was znudzi, albo zainteresuje do końca. Dajcie mu szansę.


Jeśli nie macie ochoty na film to polecam Wam trzy seriale, prócz "Seksu w wielkim mieście", który pewnie widziałyście sto razy. Na początek może "Spartakus"? Jeśli tak jak ja, uwielbiacie seriale pełne miłosnych wątków, krwi i walki, będzie idealny dla Was. Podobny jest też serial "Wikingowie", czy "Gra o tron", choć nie obejrzałam ich jeszcze do końca. Są godne polecenia, choć nie przeczę, mają swój specyficzny klimat, który nie każdemu musi się spodobać i nie każdego będzie kręcić :D


Jeśli chcecie to w następnym poście filmowym zrobię małe podsumowanie filmów z motywem samobójstwa. Z racji tego, że miałam taki, a nie inny temat na prezentacji maturalnej, filmy o młodzieży odbierającej sobie życie, są mi bardzo dobrze znane. Miłego wieczoru! 

O pięknym bublu - najgorszym do tej pory..

Ostatnio poczyniłam niemałe zakupy kosmetyków do ust. I oto, przyszedł czas na pierwsze marudzenie, pierwszy niewypał, pierwsze ogromne rozczarowanie. 
Matowy błyszczyk do ust, który właściwie ma przypominać szminkę - Lasting Extra od Lovely (nr. 3), posiada w sobie też coś ze znanych nam tintów. Może to konsystencja, niezwykle rzadka, zasychająca..? Odcień jest mocno napigmentowany, wręcz piękny. Przy pierwszej aplikacji będziecie zaskoczone - zapachem, sposobem w jaki otacza nasze usta, matowym, ale też wygładzającym wykończeniem. Co więc jest w nim nie tak? Dlaczego zupełnie się zniechęciłam? 
Małe problemy są podczas aplikacji, gdyż kosmetyk rozlewa się nam poza granicami ust. Ale to nic takiego, wprawiona ręka, szybko to opanuje..do pewnego momentu.. W prawdziwych tarapatach jesteśmy, gdy posmarujemy usta tym błyszczykiem i pewne jego trwałości, wyjdziemy na choćby chwilę z domu. Kiedy produkt schodzi z ust, a dzieje się to po minucie po nałożeniu, nie wiem, jak to możliwe, ale on się wręcz roluje na wargach! Coś strasznego! Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Miałam przez moment wrażenie, jakbym zrobiła sobie peeling, bo zrulowane cząsteczki błyszczyku zmieniły się w ostre kuleczki.. Już chyba nie muszę wspominać, że na ustach prócz konturu nic nie zostało... 


Początkowy zachwyt stał się ogromnym rozczarowaniem. Myślałam, że za niską cenę (ok. 4 zł - po promocji), udało mi się wyłapać perełkę! Nic bardziej mylnego, niestety... bo byłoby tak pięknie...Nawet na zdjęciach nie byłam w stanie uchwycić go w najlepszym momencie, bo od razu po nałożeniu dawał się we znaki... Co za bubel! :O A może z jaśniejszymi odcieniami jest lepiej? Jakie macie doświadczenia? 

niedziela, 11 maja 2014

Lumpeksowe zdobycze :)

Dawno ich nie było, prawda? ;) W końcu wybrałam się do lumpeksu, ale nie powiem, żebym poszalała. Wróciłam tylko ze sweterkiem i letnią sukienką. Jestem z nich bardzo zadowolona, ponieważ wydałam tylko 10 zł, a kompletnie nie są zniszczone. Sukienka kosztowała 4 zł i nie ma żadnych miejsc zmechaconych, jest przyjemna, zwiewna, w letnie dni będzie idealna. Natomiast sweterek, za którego dałam 6 zł to moja perełka. Strasznie mi się podobna. Luźny splot, modny kolor, oversize. 

Chciałam też pokazać Wam, jakie fajne piżamki można upolować w Carrefourze! Zapłaciłam za nią tylko   40 zł a jest bardzo wygodna, miła, no i całkiem ładna :)

Ostatnio kupiłam sobie też szpilki w sklepie Deichmann. Niektóre buty mają naprawdę fajne i w miarę solidne. Z wieloma jednak muszę przyznać, że miałam potworny problem, bo niszczyły się w tempie ekspresowym. Skusiłam się na czarne szpilki, choć nie podoba mi się sposób w jaki połączyli but z obcasem. Mam nadzieję, że tylko mi się wydaje, że to może się rozkleić :DDD


Co ostatnio Wy upolowałyście w lumpeksie? Ciesze, że strasznie, że znów mamy w second-handach letnie ubrania, czyli sukienki, bluzeczki i inne spódniczki :DDD

sobota, 10 maja 2014

Kosmetyczne zakupy | -49% w Rossmannie i -40% w Hebe

Witajcie! :) Post ten niestety będzie bardzo krótki, ponieważ czeka mnie miły, ale też wyjątkowo intensywny dzień. Wciąż nie mogę uwierzyć, że wczorajsza prezentacja maturalna poszła mi tak dobrze i na 20 punktów zdobyłam całe 18. Jestem z siebie dumna! Postanowiłam to uczcić oczywiście zakupami i prócz uroczej piżamki, którą sobie sprawiłam, powędrowałam oczywiście do drogerii, bo gdzie indziej? ;)

Skorzystałam z promocji w Rossmannie i w Hebe (szafy Revlon). Kupiłam..uwaga..jedynie kosmetyki do ust. Jakoś nic innego mnie nie kusiło. Ciągle wyszukuję nowe odcienie szminek i błyszczyków, które w swojej kolekcji po prostu muszę mieć. Tak było i tym razem. Wkrótce pokażę Wam jak wyglądają na ustach, a na razie, na dobry początek i zachętę kilka zdjęć :) 
Zacznę od Rossmanna. Upolowałam w nim śliczny, jagodowy tint z Manhattanu. Jakość niestety nie powala na kolanach, ale nie mogłam przejść obok niego obojętnie.. Odcień - soft nude. 

Wrzuciłam do koszyka szminkę, na którą czaiłam się od dawna. Piękny, intensywny fiolet. Cudeńko :) L'oreal, odcień 203. 
Dopełnieniem zakupów był tani jak barszcz błyszczyk z Lovely Extra Lasting 03. Ciekawy, mam nadzieje, że na ustach będzie się prezentować nienagannie :) 
W Hebe skusiłam się na błyszczyk z Revlonu. Ta marka właśnie była w dniu wczorajszym objęta promocją. Wybrałam oczywiście odcień wpadający w śliwkę. Jednak nie sam kolor mnie urzekł. Moje serce podbił efekt tafli, jaki na ustach tworzy ten własnie produkt. Odcień 225. 
 
Ostatnim kosmetykiem do ust na jaki się skusiłam był błyszczyk z Misslyn. Uwierzycie, że to mój pierwszy produkt tej marki? ;) Jest bardzo oryginalny i posiada masę drobinek. Może dlatego, że jest ich wiele nie rzucają się aż tak w oczy, tylko tworzą ładną, lustrzaną całość. 

Teraz chodzi mi po głowie, piękny, liliowy, blady kolor. Może coś mi polecicie? :)

poniedziałek, 5 maja 2014

Wstydliwy, a jakże powszechny problem

Witajcie! Jestem po pierwszej maturze i moje wrażenia są skrajne. Nie było tak źle, ale nastawiona na wiersze, strasznie się przeliczyłam. Dostałam bowiem do wyboru "Potop" i "Wesele". Decyzja była prosta i padło na dramat Wyspiańskiego. Okrutnie jestem zawiedziona na samej sobie i nie wiem, co myślałam, twierdząc, że klasyka mnie ominie. W każdym razie - jestem dobrej myśli, chociaż czytanie ze zrozumieniem było zrozumiałe. Jutro matma, trzymajcie kciuki! Jeśli wśród Was są maturzyści - jestem z Wami i życzę Wam powodzenia. Oby po weselu poprawin nie było jednak :DDD
W wolnej chwili postanowiłam Wam napisać o rewelacyjnym gadżecie, który był dodatkiem do mojego prezentu. (:*) Niezwykle trafnym dodatkiem! Każdy kobieta powinna mieć to cudeńko w swojej torebce. Mężczyznom właściwie, też by się przydały. Bibułki matujące do twarzy Ingota nie zajmują wiele miejsca i są w estetyczny, eleganckim, czarnym, papierowym opakowaniu (się rozpisałam :D). Są bardzo cienkie i niestety łatwo je trochę powyginać, ale nie porwać. 
Sposób użycia jest banalny. Wystarczy jedną bibułkę przyłożyć do twarzy i chwileczkę poczekać. Dosłownie parę sekund. Nadmiar sebum osiądzie na bibułce (a ona zmieni kolor z białego na przezroczystą) i nasza twarz pozostanie matowa jak po zastosowaniu dobrego pudru. Przy tym - nie wysuszymy cery, ani w żaden sposób jej nie podrażnimy. Produkt jest w zupełności neutralny. 
Oczywiście, owego pudru nie zastąpią bibułki, ale w sytuacjach, gdy nie mamy czasu wywijać pędzelkiem po twarzy, warto po nie sięgnąć. Mi bardzo pomagały w pracy, kiedy to na przerwie musiałam w tempie ekspresowym przywrócić mą twarz do porządku. 
Zastanawiam się, czy nie wypróbować bibułek z innych firm. Może coś polecicie? 

sobota, 3 maja 2014

Wielkie rozczarowania kwietnia + tydzień w zdjęciach :)

Cześć! Czasu przed maturą jest już bardzo mało, a ja przyznam się, że nie mam nawet prezentacji maturalnej. Tak, wiem, jak tak można - można. Do piątku mam czas, od poniedziałku natomiast rozpoczynam walkę z arkuszami. Może się mylę, ale czuję, że to nie będzie wcale aż tak trudne, jak teraz nam się wydaje. Za chwilę lecę tworzyć ramowy plan prezentacji, jak i samą prezentację + będę oglądać Grę o Tron, jednak zanim to nastąpi, chcę się Wam trochę wyżalić na ten piękny świat. 
Zacznę od kosmetyków. Im bogatszy mój portfel, tym częściej dochodzi do nieplanowanych zakupów, co skutkuje moim niezadowoleniem. Buble przewijają się w moich kosmetyczkach ostatnio zbyt często. Jest nim niewątpliwie nowość L'Oreal, porównywana, o zgrozo do Revlonu! Infallible 24H to podkład przyciągający uwagę - klasyczne, eleganckie opakowanie, przyjemna cena (ok. 40 zł ), w miarę naturalne odcienie. Gorzej jest, gdy już ten produkt nałożymy na buźkę. Owszem, wciąż przyciąga uwagę, ale tylko i wyłącznie, dzięki pomarańczowej mgiełce, która nas otacza. 
prawda, że pomarańcza? ;)

Krycie średnie, konsystencja całkiem fajna - dobrze się rozprowadza, początkowo stapia. Niestety problem tkwi we współpracy podkładu ze skórą. Po kilku minutach zmienia on swoją barwę, ciemnieje i zamiast ciepłego, naturalnego beżu, który podkreśli naszą opaleniznę, mamy totalną skwarę. 
Kolejnym moim zawodem jest szampon i odżywka (ok. 30 zł/ sztuka) mojej ulubionej marki - John Frieda. Z każdej serii byłam zadowolona, z każdej! Ta, najnowsza to dla mnie istny koszmar. Frizz Ease wydawała mi się stworzona na potrzeby moich włosów. Producent obiecywał wygładzenie, nawilżenie, ułatwienie prostowania, przyjemniejsze układanie... i nic. Poczułam na głowie wyłącznie obciążenie. Czasami miałam nawet wrażenie, że moje włosy są sklejone, nieświeże, po prostu okropne. Mogę spokojnie ten duet nazwać największym rozczarowaniem ostatnich miesięcy. 

Narzekania na dziś koniec. Kilka luźnych informacji z ostatniego tygodnia :)
Nabyłam tę maseczkę w Rossmannie. Strasznie mnie ciekawi, no i przyznam szczerze - kompozycja z truskawką skutecznie mnie przyciągnęła. Cena: ok. 1,70 zł
Przez zbliżającą się maturę, przeczytałam całkiem ciekawą książkę - "Przekleństwa niewinności". Szału może nie ma, jednak jest dosyć specyficzna i zostaje w pamięci. Myślę, że warto przeczytać ją, gdy mamy wolny wieczór i szukamy czegoś innego. Od kilku dni nosze mój ukochany suwaczek :DDD
Nie tak dawno próbowałam zrobić coś a'la brownie, ale nie wyszło.. Miało być wilgotne, miało być czekoladowe, miało być niskie i mega słodkie, jednak..nie aż tak! :O Po wszystkich świątecznych i nieświątecznych obżarstwach słodyczami, wróciłam na zdrowy tryb i postanowiłam wcinać bardzo ostre, warzywne zupki, które podkręcą nieco metabolizm.
Pozostając przy zdrowym odżywianiu, chcę Wam zaprezentować bardzo fajne aplikacje na telefon. Nazywają się "Dziennik Posiłków" i "Dziennik Posiłków Lite". Mamy tam bazę wielu produktów, ich wartości odżywcze, mało tego, możemy wyliczyć swoje zapotrzebowanie, dodawać posiłki, całe jadłospisy, dodawać nowe produkty. Świetna sprawa, jeśli mamy problem z kontrolowaniem kalorii :)
Na koniec pokazuję Wam kawałek moich ulubionych perfum - pewnie domyślacie się których :) I zdjęcie z mini spa dla rąk :D Puder do kąpieli dla dłoni z BingoSpa to moim zdaniem ich najlepszy produkt.

Miłego wieczoru, właściwie nocy Wam życzę!