piątek, 29 stycznia 2016

Najsłodsze perfumy... | La Vie Est Belle, Lancome

Odkąd tylko pamiętam, podobały mi się wyłącznie słodkie zapachy, idące w dwa kierunki. Albo mocno owoce, orzeźwiające, idealne wiosną i latem, takie niczym powiew świeżego powietrza. Lub zupełnie odwrotnie - niesamowicie intensywne i karygodnie lepkie w swojej ciężkości.

La Vie Est Belle, Lancome, 385 zł | 50 ml | Sephora

Ostatnio pisałam Wam o cukierkowych La Petite Robe Noire, ale La Vie Est Belle, Lancome to zapach jeszcze słodszy, jeszcze trwalszy, jeszcze mocniejszy, a mimo wszystko bardziej uniwersalny.



Ich trwałość oceniam naprawdę dobrze. Wyczuwam je na sobie przez około 10 godzin, a na ubraniu, czy w pomieszczeniu nawet do 2-3 dni. Minimalistyczny flakonik, wywołujący ochy i achy swoimi uroczymi detalami przypadł mi do gustu, aczkolwiek czegoś mi w nim brakuje. Taka bezpieczna wersja nie jest dla mnie. Tyczy się to w sumie również zapachu...

Niewątpliwe jest najsłodszym, jaki do tej pory miałam przyjemność używać, jest też piękny, ale niestety szybko mnie nudzi. Czuję w nim od pierwszego psiknięcia owoce, w szczególności ciepłą, dojrzałą gruszkę i moment ten trwa i trwa, nim rozwinie się na mojej skórze. Z każdą kolejną godziną robi się ciężej, wtedy zaczyna przebijać się kwiatowa nuta. Owoce zagłusza irys i jaśmin. Bajka kończy się mocnym akcentem waniliowych pralin i ta przyprawiająca o zawrót głowy woń towarzyszy nam przez długi czas.

 Spotkałam się z opiniami wyrażającymi podziw dla wielbicielek tego przesłodzonego zapachu. Może przy pierwszym kontakcie wydać się cudowny, ale gdy już się nimi spryskamy, totalnie nas przytłoczy i wpędzi w zły nastrój. Dla mnie to niezwykle trwały sok porzeczkowy, do którego wrzucono to, co najsłodsze, a mało tego - podbito całość bukietem wyrafinowanych kwiatów. PS. Jeśli marzy Ci się zapach jedyny w swoim rodzaju i chcesz poczuć się wyjątkowa, miej na uwadze, że LVEB pachnie co szósta kobieta na mieście ;)

czwartek, 28 stycznia 2016

5 dobrych i tanich kosmetyków do brwi



Kiko, EyeBrow Marker, 04
Idealna propozycja dla brunetek, które szukają odcienia czarnego wyglądającego naturalnie. Pewnie dobrze znacie mój ból i wiecie, że to dosyć trudne. Z tym kolorem łatwo przesadzić, a marker Kiko uniemożliwia nam wszelkie wpadki. Jest matowy, o lekko szarych tonach, dosyć słabej pigmentacji. Zrobienie sobie nim krzywdy jest niemożliwe. Trwały, precyzyjny, wygony w użyciu. To mój faworyt z całego dzisiejszego zestawienia! Koniecznie musicie mu się przyjrzeć!

Maybelline, BrowDrama, Medium Brwon
Używałam go jeszcze za czasów, gdy moje włosy były jaśniejsze. To tusz do brwi w odcieniu średni / ciepły brąz. Odpowiedni dla szatynek z rudymi refleksami. Solo może okazać się zbyt transparentny, ale w połączeniu z cieniem doda makijażu brwi trwałości i lekkości. Odrobinę przeszkadza mi jego aplikator, jak i całe opakowanie - zdecydowanie mogłoby być lepiej wykonane. Podczas używania, szczoteczka w drażniący sposób drapie i trudno równomiernie nanieść nią produkt.




Maybelline, Color Tattoo, 40 Permanent Taupe (klik!)
Docelowo cień w kremie do powiek - w praktyce - rewelacyjny do brwi. Jeśli jesteś szatynką, powinnaś go wypróbować. To kosmetyk bardzo wydajny, a za pomocą porządnego pędzelka nałożysz go w ekspresowym tempie. Jest trwały, ma chłodny, brązowy odcień i w dyskretny sposób uzupełni Twoje braki w brwiach. Radzi sobie bez dodatkowych tuszy, choć warto nie przesadzać z jego ilością - do samego łuku, jak najbardziej, ale do wewnętrznej części brwi lepiej zachować umiar, gdyż jak wiecie ona powinna być jaśniejsza, delikatniej podkreślona, a krycie Color Tatto jest na najwyższym poziomie.



Lovely, Brows Gel Creator
Ta ciemnobrązowa maskara do brwi doda cieniom trwałości, a niesforne włoski ustawi do pionu. Nie jest to jednak kosmetyk, który sprawdzi się bez połączenia z innym produktem. To stylizator; utrwali, nada kształtu, fajnego, mokrego efektu. Na pewno przyda się w torebce do szybkich poprawek.

Eveline, Art Scenic, EyeBrow Corrector, Black  (klik!)
Nie ukrywam, że za Eveline nie przepadam i raczej ich omijam, ale kiedyś, dawno temu, w biegu kupiłam ten tusz do brwi i totalnie mnie oczarował. Używałam go nawet bez cieni, bo dosyć dobrze kryje. Mało tego - jest trwały, w miarę precyzyjny, łatwo stopniować nim intensywność koloru, nie osadza się, wygląda naturalnie. Aż ciężko powiedzieć o nim coś złego.



piątek, 22 stycznia 2016

Wibo, 3 Steps To Perfect Face


Czy Wy również miałyście taki problem z dostępnością tego kosmetyku? Odwiedziłam kilka, o ile nie kilkanaście drogerii Rossmann w Warszawie i w żadnej nie mieli nowości Wibo, ich paletki do konturowania twarzy. I kiedy już sobie odpuściłam, darowałam, zaszłam po najzwyklejszą czarną farbę do włosów na te moje mega długie, tragiczne odrosty, patrzę, jest! Ostatnia, wciśnięta w kąt, paleta 3 Steps To Perfect Face za niecałe 17 zł. Nawet nie otwierałam, nie patrzyłam, czy ktoś ją sobie macał. Wzięłam uradowana i pobiegłam do kasy.



Już samo kartonikowe opakowanie niesamowicie mi się podoba! Wygląda tak estetycznie, po prostu ładnie. Do zawartości, czyli samej paletki, tak
że nie mogę się przyczepić. Posiada lusterko, jest porządnie wykonana. Zdążyła mi już nawet upaść i nic jej się nie stało.



W środku mamy trzy produkty - puder, który naprawdę jest tu w roli bronzera, rozświetlacz i róż. Dwa pierwsze spokojnie mogę nazwać uniwersalnymi, dostosowanymi niemal do każdego typu urody, zaś ostatni, według mnie jest mocno określony - brzoskwiniowy, mieniący się na złoto.



Bronzer jest chłodny, nie za ciemny, nie za jasny, matowy. Można go polubić. Rozświetlacz to dla mnie mistrzostwo, perełka całej paletki! Ożywi chyba każdy makijaż, posiada mocną pigmentację, wygląda naturalnie, tworzy taflę, cudeńko. Róż natomiast to taka opalizująca brzoskwinka, dosyć oryginalna, dodająca cerze świeżości, subtelności, zdrowego blasku.



Przyznam, że Wibo zaskoczyło mnie pozytywnie i wcale nie dziwi mnie już tempo sprzedaży tych palet. Są świetne zarówno dla początkujących osób, jak i tych, którzy o makijażu wiedzą już nieco więcej. Poręczna, przydatna, szczególnie na wyjazdy, zawierająca podstawowe kosmetyki do udoskonalenia kształtu naszej twarzy. Jeśli jeszcze jej nie macie, spróbujcie dorwać, bo nie będziecie żałować!



czwartek, 21 stycznia 2016

Artdeco, Eyeshadow Base

Dobra baza pod cienie jest w stanie podbić najbardziej nijaki kolor o niemalże zerowej pigmentacji, a dodatkowo przedłużyć jego krótki żywot o kilka godzin. Z kolei zła; za gęsta, za tłusta, za toporna sprawi tylko, że zaczniemy żałować, bo akurat tego ranka kreski solo eyelinerem były dla nas za mało efektowne...



Baza z Artdeco (ok.30 zł / 5 ml ) zbiera masę pozytywnych opinii, które podzielam. Dla mnie również jest świetna; niezbędna, kiedy chcemy wyglądać fenomenalnie i nie zerkać nerwowo, co chwilę w lusterko.


Jakość kiepskich cieni, zauważalnie poprawi, a z tych porządnych, wyczaruje coś naprawdę spektakularnego. Na co dzień używam kosmetyków Inglota, na które nigdy nie narzekam,
ale gdy tylko podrasuję je bazą, wyglądają po prostu przepięknie. Nie rolują się, nie schodzą,
nie osadzają w załamaniu powiek.



A co do samej bazy - bardzo gęsta, o delikatnym różowym odcieniu (na skórze bardziej transparentnym), odrobinę zbyt toporna, niezbyt wydajna, ale rekompensuje swoje wszystkie drobne wady skutecznością. Opakowanie - poręczne, eleganckie, solidnie wykonane, zabezpieczone kartonikiem.

od lewej po/ przed 



środa, 20 stycznia 2016

Guerlain, La Petite Robe Noire

Przyznaję bez bicia, że recenzje perfum są dla mnie trudne. Chyba mam jakiś problem z analizowaniem nut zapachowych. Nie lubię się za bardzo roztkliwiać, analizować i wyolbrzymiać, ale postaram się przybliżyć Wam tę małą czarną, jak najlepiej potrafię.


Guerlain, La Petite Robe Noire (409 zł / 50 ml | Sephora) urzeka mnie od pierwszego wejrzenia swoim flakonikiem. Jest prosty, minimalistyczny, ale nie brak mu tajemniczości i elegancji. Jestem przekonana. że oczaruje niejedną kobietę. Dobrze prezentuje się na toaletce, w torebce, na zdjęciach. Uwielbiam go! Zero kiczu, tandety i bazaru.



Przy pierwszym psiknięciu czujemy wiśnie i porzeczki tak intensywnie, że gdy tylko przesadzimy z ilością, mamy gwarantowane wolne miejsce w zatłoczonym autobusie. Po tym trudnym dla nas i często dla naszego otoczenia okresie, naprzód wybija się lukrecja i róża. Moc zapachu nieco słabnie, staje się przyjemny, subtelnie za nami podąża, osadzając swoją intensywność szczególnie we włosach i na ulubionym szaliku. Faza ta trwa u mnie dobrych kilka godzin, a jej zwieńczeniem jest delikatna wanilia podbita aromatem anyżu i irysów.



La Petite Robe Noire jest niezwykle słodkim, ciężkim i trwałym zapachem. Nie ma nic wspólnego z orzeźwiającą, owocową mgiełką. Jeśli okaże się dla Was zbyt mocny, bóle głowy i uczucie duszności są niemalże gwarantowane. Natomiast, gdy tylko udźwigniecie ten zapach, polubicie go, dopasujecie do swojej osobowości i nastroju, doda Wam pewności siebie i stanie się dopełnieniem wieczorowej kreacji.


Wieczorowej...bo myślę, że na co dzień potrafiłby zamęczyć każdego, aczkolwiek  nie będę ukrywać - w fazie testów potrafiłam w nim chodzić kilka dni pod rząd, od rana do wieczora. Bywał nachalny, zbyt wyrazisty, jednak to właśnie takie perfumy ciekawią mnie i przyciągają najbardziej. Według mnie to najlepsza czarna od Guerlain!

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Top 6 kosmetyków z Organique

Mam to szczęście, że asortyment marki Organique znam niemal na pamięć. Testowałam już ich peelingi, masła, szampony, maski, balsamy i choć z reguły wszystkie te kosmetyki robią na mnie dobre wrażenie, pojawiły się perełki, które darzę wyjątkową sympatią. Są godne polecenia, trudne do zastąpienia i w moim odczuciu wybijają się na tle innych produktów.
Masło do ciała Tea Ritual 
To mój orzeźwiający ulubieniec w okresie letnim. Łączy w sobie wszystko to, co wydaje się być niemożliwe do połączenia. Rześki zapach, odżywcze właściwości, a przy tym komfort i lekka konsystencja. Ukojenie dla zmęczonej po ciężkim dniu skóry.



Maska do włosów, Energizing 
Wypróbowałam wszystkie maski do włosów Organique i ta moim zdaniem jest najlepsza. Dobrze rozprowadza się na włosach, przyjemnie pachnie, nie obciąża i wygładza do maksimum. Jedynym minusem jest dla mnie jej wydajność, ale nie będę narzekać, bo jestem posiadaczką całej burzy loków.


Peeling do ciała, Coffee Sugar
Akurat w tym miejscu mogłabym dodać jeszcze żurawinowy i czekoladowy, jednak kawowy prócz pięknego, intensywnego zapachu wydaje mi się najskuteczniejszy w wcale z pomarańczową skórką. Wygładza, złuszcza, sprawia, że skóra jest niesamowicie przyjemna w dotyku, a przy tym pachnąca. Stopień ścierania, jak to bywa w peelingach cukrowych jest średni, choć skuteczny. Kosmetyk zostawia po kąpieli lekką warstwę natłuszczającą, dzięki której nie musimy aplikować balsamu.


Masła do ust, Czekolada, Pomarańcza
Moim numerem jeden wśród kosmetyk do ust jest balsam Nuxe, o którym kiedyś Wam pisałam. Ale nie zmienia to faktu, że jak na prawdziwą blogerkę przystało, lubię sprawdzać, testować, porównywać. I przyznam, że masełka Organique są naprawdę dobre. Ładnie pachną, ba, nawet smakują :D Ich działanie jest długotrwałe, efektem nawilżonych ust cieszymy się długo. Ze względu na mało higieniczne opakowanie proponuję stosować grubą warstwę na noc, przed snem.


Masło do ciała, Chocolate Bronizing Body Butter
Pewnie nie jestem zbyt obiektywna, gdy w grę wchodzi czekoladowy zapach... Tylko ten jest niesamowity! Nie taki chemiczny, nachalny. Wręcz przeciwnie! Naturalny, intensywny, ale przyjemny dla naszego nosa i otoczenia. A gdyby jeszcze było mało, to genialnie nawilża i podkreśla opaleniznę. Nie działa jednak na zasadzie balsamu brązującego, według mnie nie ma z nim nic wspólnego, choć nie przeczę - kolor skóry uwydatni i doda jej zdrowego blasku.


Masło do ciała, Eternal Gold 
Nie myślałam, że w tym zastawieniu znajdzie się produkt z serii Eternal Gold. Kompletnie nie odpowiada mi jej zapach - niby delikatny, choć ziołowy..dla mnie po prostu drażniący. Ale kiedy tylko przymknę na to oko, widzę porządne, treściwe masło do ciała, które w zimę przyda się każdej skórze. Nawilży, ukoi, doda zdrowego wyglądu, poprawi jędrność, a nawet pomoże w walce z rozstępami. Jest idealny do stosowania jako balsam na piersi, brzuch, oraz często przesuszone miejsca - kolana, stopy, łokcie. Ogromną zaletą prócz uniwersalności kosmetyku jest jego wydajność. Używasz i używasz, lecz on wcale się nie kończy!


W skrócie powiem Wam, że największe wrażenie robią na mnie masła do ciała i peelingi cukrowe marki Organique. Moje zestawienie mogłam spokojnie powiększyć o jeden produkt, a mianowicie o enzymatyczny peeling do twarzy; bardzo dobry. Niczego sobie są też peelingi solne, choć dla mnie bywają zbyt ostre, świece do masażu i olejki do kąpieli - w szczególności pomarańczowy :)

piątek, 15 stycznia 2016

Nowość - kredki do ust, Golden Rose 04, 08

Z marką Golden Rose w sumie nigdy nie jest mi po drodze. Pamiętam, że kiedyś miałam od nich genialny podkład w sztyfcie i moje zachwyty na tym jedynym produkcie dobiegły końca. Gdy tylko zauważyłam, że wypuścili rzekomo fajne, matowe szminki - odpuściłam. Ale gdy po raz kolejny zostałam skuszona, nie mogłam podejść do tego tak obojętnie. I tak właśnie, podczas zwykłych zakupów spożywczych w Carrefourze, zahaczyłam o GR i przyszły ze mną do domu dwie, matowe kredki do ust, w odcieniu 04 - odważna, lekko bordowa czerwień  i 08 - zgaszony, przybrudzony róż. 


Sam pomysł na opakowanie bardzo mi się podoba. Zwyczajne, estetyczne, nietandetne, a nawet w miarę porządnie wykonane. Kredki ładnie pachną, nie są wysuwane, co moim zdaniem jest minusem. Odcieni mamy do wyboru niby wiele, a pomimo to ciężko było mi wybrać coś dla siebie. Są trwałe, są matowe, ale nie mogę nie wspomnieć o wadach, które zauważyłam na swoich ustach. 

Przede wszystkim, kosmetyk bardzo wysusza mi usta. Przez pierwszą godzinę prezentuje się fenomenalnie zarówno odcień 04, jak i 08, ale po upływie tego czasu, dzieje się coś niepokojącego. Schodzi nierównomiernie, osadza się w kącikach, w każdym możliwym, naturalnym załamaniu ust. Rozumiem, że firma chciała postawić na mat, jednak w takim wydaniu dla mnie jest niedopuszczalny. Konsystencja jest za sucha, brakuje jej czegoś, co zapobiegałoby ważeniu się produktu. 
od lewej 08, 04
Byłabym na tak, naprawdę, bo kolory przypadły mi do gustu, dobrze się w nich czuję, ale świadomość, że nie mogę spokojnie wyjść z tą kredką na ustach z domu, sprawia, że Matte Lipstick Crayon leci bezpowrotnie na dno kosmetyczki. Dziwię się, że producent zapewnia o właściwościach nawilżających, a jeszcze bardziej dziwi mnie tyle pozytywnych opinii w internecie. 

cena: 11,90 zł 

sobota, 9 stycznia 2016

Podkład Bourjois, Air Mat, recenzja

Zapewne połowa z nas ma go już w swoich kosmetyczkach i wcale się nie dziwę! Nowości Bourjois to niemalże same hity. Ja także nie potrafiłam odmówić sobie zakupu kolejnego podkładu i gdy tylko jego zawartość sięgnie dna, prawdopodobnie skuszę się ponownie!
Zazwyczaj albo kosmetyk jest naprawdę dobry, albo ma tylko dobrą reklamę. W tym przypadku, choćbym chciała to nie mam do czego się przyczepić. No, może do opakowania. Jakoś nieszczególnie przypadło mi do gustu. Wydaje się takie tanie, trochę tandetne. Ale za to zawartość..

Sam odcień przekonuje mnie do siebie na sto procent! Idealnie żółty, bez krzty różowego pigmentu. Doskonale ukrywa wszelkie zaczerwienienia mojej skóry i naczynka. 02 Vanille jest jasny, aczkolwiek czy wystarczająco jasny dla bladziochów? Sądzę, że nie.


Pomimo dziwnej konsystencji, która sprawia wrażenie płynnej, zaś na skórze gęstnieje, podkład fajnie rozprowadza się na twarzy. Nie tworzy plam, nie odcina się. Wykończenie ma matowe i cieszymy się tym efektem przez wiele godzin. Dobrze współpracuje z korektorami, pudrami, różami, bronzerami. Jest wydajny, przyzwoicie kryjący, nietworzący maski.
Od lewej: Bourjois 123 Perfect nr54, L'Oreal Paris Infallible 24 h 235, Bourjois Air Mat 02 Vanille

Na koniec dodam, że posiada właściwości wygładzające. Skóra po aplikacji jest niesamowicie
przyjemna w dotyku! Koniecznie to sprawdźcie u siebie! A może już sprawdziłyście?