poniedziałek, 25 grudnia 2017

Drobiazgi świąteczne

Tak samo jak na profilu fb,  tak również i tu chciałabym Wam życzyć Wesołych Świąt; szczęśliwych, zdrowych, spędzonych w gronie najbliższych ludzi. Niech będą magiczne, wyjątkowe, niech zostaną w pamięci. Kiedy, jak nie teraz znaleźć chwilę dla rodziny, przyjaciół. Kiedy, jak nie dziś porozmawiać z nimi, usiąść przy jednym stole? Święta to dla mnie właśnie ten moment, ta chwila.

Święta to dla mnie też prezenty! A jakże! Uwielbiam dostawać prezenty, ale przyjemność sprawia mi też wręczanie ich. W tym roku z rodziną obdarowaliśmy się głównie rzeczami użytecznymi, dostałam elegancką narzutkę, ciepły sweterek..


Nigdy nie miałam nic marki Benefit, dlatego dużą radość sprawiły mi te miniaturki. Kultowy bronzer Hoola, rozświetlacz Watt's Up i konturówka do twarzy. W najbliższym czasie pokażę Wam swatche i powiem kilka słów. Zestaw pochodzi z edycji limitowanej i w tej chwili niestety jest już chyba wyprzedany..








Pod choinką znalazłam też moją pierwszą czekoladkę z MUR I heart chocolate. Sama jakoś się na nią nie skusiłam, nie wiem dlaczego, ale kolory cieni wydają się być bardzo przyjemne. Możecie spodziewać się recenzji na blogu.

Wisienką na torcie okazała się być pomadka z Bourjois w pięknym, czerwono bordowym odcieniu 06 Plum Russian. Jej lekko transparentne wykończenie bardzo mi odpowiada!



Na koniec wspomnę Wam jeszcze o myszce komputerowej, którą dostałam. Mikołaj dobrze słuchał, bo narzekałam jakiś czas temu, że potrzebuję nowej myszy. Model Prodigy G203 marki Logitech jest poręczny, solidnie wykonany i co najfajniejsze - myszka zmienia kolor :DDD Grę kupiłam sobie sama. Wiem, wiem, że lata już nie te, ale ja bardzo lubię Simsy i no nie mogłam się powstrzymać! Tym bardziej, że ten dodatek oferuje nam tyyyle nowych możliwości! :D Chyba.. pora wracać do świątecznego stołu. Życzenia złożyłam, prezenty wyrywkowo pokazałam. Jeszcze raz - Wesołych Świąt!  ps. sweterek ze zdjęcia też był prezentem, bardzo fajny, milutki z HM, polecam!

sobota, 23 grudnia 2017

EOS, jajko - pomadka do ust | Sweet Mint




Jak przygotowania do świąt? Ja powiem tak szczerze, że trochę mam ich dosyć (mimo że bardzo lubię całą tę świąteczną atmosferę). Sami wiecie, wszędzie kolejki, prezenty na ostatnią chwilę, mnóstwo roboty w kuchni, w pracy ciężej niż zwykle.. Wiem, wiem, kiedy już siedzimy z najbliższymi przy stole, czujemy, że nasz wysiłek nie poszedł na marne, ale teraz trzeba jakoś do tego czasu przetrwać....

Jestem trochę sroką - nie w tym znaczeniu, że kocham błyskotki. Po prostu, gdy coś jest na fali i wszyscy to mają - ja chcę też! Tak było z jajeczkami Eos. Ładne, oryginalne, kolorowe, o różnych zapachach i podobno świetnie nawilżają! W tempie światła napaliłam się na zakup chociaż jednego, ale jakimś cudem przeszło mi i swoje pierwsze jajko kupiłam na ostatniej promocji w Rossmannie za niewiele ponad 10 zł.. :D  Wybrałam zapach Sweet Mint (bo tylko taki udało mi się dorwać..). Jest słodki, miętowy, taki całkiem przyjemny, choć bez fajerwerków. Opakowanie super - pomysłowe, urocze, nierzadko wzbudza zainteresowanie. Działanie? Wiecie co? Wcale nie jest to oklepany produkt. W moim przypadku faktycznie dobrze nawilża usta i sprawia, że wyglądają lepiej (szczególnie teraz, gdy jest zimno i bywają kapryśne..). Zmiękcza, dodaje zdrowego blasku, jest raczej bezsmakowy, nie lepi się i spokojnie kilka godzin utrzymuje. Chętnie sięgam po mojego Eosa, kiedy jestem w pracy i nie mam czasu na makijaż ust, a mimo to chcę, aby prezentowały się nienagannie :)


a taką miłą niespodziankę zrobiła mi marka Floslek :) dziękuję!


piątek, 22 grudnia 2017

Jak bukiet róż... | Bvlgari Rose Essentielle - recenzja




Dziś kontynuuję temat i przychodzę do Was z recenzją wody perfumowanej również z tej tzw. średniej półki cenowej. Zapach Bvlgari, Rose Essentielle dostaniemy już za ok. 200 zł | 100 ml. Flakonik prosty, elegancki, z ciekawą, ozdobną nakrętką. Czy przykuwa uwagę? No, może niekoniecznie, ale jak już (jeśli w ogóle..) wpadnie w nasze ręce zapewni nam wiele miłych doznań.



Nie jestem zbyt kwiatowa, choć różę lubię. Nie w każdym wydaniu, nie o każdej porze i nie w każdym zestawieniu. Ta jest taka chłodna, wyniosła, taka ekskluzywna, ubrana w najdroższą otoczkę. Jest dominująca i bezkompromisowa - pokochacie ją lub znienawidzicie. Z każdą godziną jej intensywność słabnie, aż w końcu całkowicie gaśnie za pudrową, jaśminowo fiołkową mgłą (kompletnie nie czuję tych wymienianych w nutach jeżyn..). Zapach kobiecy, raczej na co dzień, na lato, czy wiosnę. Mało absorbujący, dyskretny, subtelny. Taki szlachetny. Czujemy go, dotrzymuje nam kroku - nie ciągnie się smętnie i ciężko za nami. Otulający, rześki, intrygujący, choć tak zwyczajny.. To naprawdę ładny zapach, warto go poznać, ale.. Ogromnym minusem jest dla mnie jego trwałość. Na mnie trzyma się maksymalnie 4 godziny, a to słaby wynik. Od takiej marki mamy prawo oczekiwać czegoś więcej.


Nuty:
róża, fiołek, jaśmin, jeżyny, paczula, drzewo sandałowe

czwartek, 7 grudnia 2017

Hugo Boss, Boss Femme, woda perfumowana - recenzja




Nazwałabym te perfumy takim średniakiem. Bo to średnia trwałość, średnia półka cenowa, średni desing i średni zapach. Ale powiedziałabym też, że bardzo lubię tego przeciętniaka. mimo że na pierwszy rzut oka jest taki zwyczajny..


Jego cena to ok. 150 zł za 50 ml, jeśli dobrze traficie. Aktualnie w Empiku ten zapach kosztuje teraz 154,90 zł | 50 ml. Jest idealny na prezent raczej dla kobiet młodszych, choć ma w sobie coś tak uniwersalnego i kobiecego, że może sprostać wymaganiom również kobiet dojrzałych. Flakon, jak to flakon - ładny, elegancki. Spodobał mi się dużo bardziej dopiero po jakimś czasie ( i wcale nie powiem, że zwycięskie spotkanie z podłogą sprawiło, że spojrzałam na niego w zupełnie innym świetle).



Jako wielbicielka ulepków, wszelkiej maści słodyczy w perfumach nie jestem usatysfakcjonowana w stu procentach. To zapach bardziej kwiatowy - nie owocowy. Frezja, róża, ambra przeważają, dominują nad morelą, porzeczką i mandarynką. Gdzieś ta słodycz się przeplata, ale de facto nie jest mdło i ciężko. Czuję przy pierwszym psiknięciu świeży bukiet kwiatów, drzewne nuty i wybijającą się na pierwszy plan różę. Dopiero później otulające ją owoce, które po jakimś czasie gasną. Jest zmysłowo, delikatnie, dziewczęco i ulotnie..


Wybór Femme to pewniak. One mogą się podobać. Wspaniale sprawdzą się jako pachnidełko na co dzień, którego nie żal nam używać bez większej okazji, może do pracy? Co do trwałości, na mnie oscyluje w granicach 4 do 6 godzin. Nie ma szału, nie ma fajerwerków, ale rozczarowania też nie.  Na pewno z przyjemnością wypsikam je do końca.


Nuty: 
mandarynka, czarna porzeczka, frezja, stephanotis, orientalna lilia,
płatki bułgarskiej róży, drewno drzewa satin, morela, ambra

poniedziałek, 27 listopada 2017

Nowe zapachy na jesień | Yankee Candle




Ostatnio, będąc na jakichś większych zakupach skusiłam się na trzy nowe woski YC. Takie z serii mega słodkich i jedzeniowych. W sumie to skłamałam. Kupiłam cztery woski, ale ten o zapachu kawowych trufli niestety rozleciał mi się w torebce. Jakoś nie mogę się zebrać i wybrać świeczek tej marki. Zawsze są to te małe woski. Nie wiem po prostu czy na dłuższą metę nie zmęczyłabym się którymś zapachem..



Moje łupy są całkiem świeże. To smakowite nowości, o bardzo intensywnej woni. Magic Cookie Bar - mmmmmm, jeśli tak jak ja uwielbiacie połączenie karmelu, czekolady i ciasteczek to będziecie w siódmym niebie. Zdecydowanie jest to mój woskowy ulubieniec ostatnich dni! Idealny na jesienną chandrę, słodki i interesujący. Koniecznie, mając okazję - powąchajcie go!
Pain Au Raisin - kiedy tylko go wącham w głowie mam moje ulubione drożdżówki z rodzynkami. Przyjemny, średnio intensywny, taki naturalny, niesztuczny. Coś w nim jest, co sprawia, że zastanawiamy się, co tak naprawdę w nim czujemy. Bo niby rodzynki, ciasto drożdżowe, ale co jeszcze? Merry Berry Linzer - już tak zagadkowy nie jest. Piękny, świąteczny i tak samo słodki jak pozostałe. Najmniej lubiany przeze mnie z całej tej trójki. Trochę taki zbyt prosty. Owocowy - czuję w nim maliny, jakby kompot i gdzieś tam w tle kruche ciasteczka. Fajna dla nosa kompozycja.


ps. Byłam dziś na Listy do M. 3 w kinie! Może nie tak rewelacyjny jak poprzednie dwie części, ale to nadal fajny, polski film. Trochę wzruszający, trochę śmieszny, naprawdę miło się ogląda. :)

poniedziałek, 23 października 2017

Tattoo Brow, Maybelline | Tatuaż na brwiach




Tej nowości od Maybelline chyba nie muszę Wam przedstawiać. W końcu jest i w Polsce! Tatto Brow to coś czego jeszcze nie było, albo po prostu ja nie słyszałam, że coś takiego istnieje! :D Tatuaż na brwiach? Ciekawe! Do 3 dni? Mega ciekawe! Ja maluję brwi każdego ranka i nie przyszłoby mi do głowy, żeby ten krok pominąć, gdy rozpoczynam nowy dzień. Może tylko w przypadku, kiedy mam wolne i idę do najbliższego spożywczego. Wtedy zaryzykuję. W przeciwnym razie - nigdy. Nieumalowane brwi to dla mnie widok dziwny, raczej przyzwyczaiłam się, że są one wyraziste i ciemne. Wtedy też współgrają z moimi włosami i ogólnie lepiej się czuję.

Kupiłam ten "must have" tylko z chęci przetestowania go na blogu. Nie chce zabrzmieć arogancko, ale ja przewidziałam, że w moim przypadku kompletnie się to nie sprawdzi. No i tak też było. Dobrze, że zdecydowałam się na Tattoo Brow (odcień ciemny brąz) podczas promocji w Rossmannie. W błoto wyrzuciłam tylko jakieś 25 zł, a nie 50. Co mi się w tym produkcie nie spodobało i do czego najbardziej się czepiam?



Do trwałości, zdecydowanie. Jeżeli to dziwactwo nie utrzymuje się na brwiach dłużej niż cień, czy jakiś pisak do brwi, to jaki jest jego sens? Dla mnie żaden. Raz trzymałam tatuaż na brwiach około pół godziny, a raz 2 godziny. I po jednym, i po drugim razie o 3 dniach trwałości nie było mowy! A nawet i o 2 dniach! Jakikolwiek kontakt z wodą sprawia, że brwi są coraz jaśniejsze, a kolor z brązu zaczyna wpadać w żółcie. Strasznie mi się to nie podoba. Rozumiem, że producent zapomniał dodać, że tatuaż utrzymuje się 3 dni pod warunkiem, że darujemy sobie w tym okresie prysznic :DDD Kolejną wadą jest dla mnie aplikator. Mało precyzyjny, a przecież nadanie brwiom odpowiedniego kształtu jest tu kluczowe. Jeśli miałabym się doszukiwać jakichś plusów to powiem, że tatuaż bardzo łatwo ściąga się z brwi, a efekt nie jest najgorszy.

Testy uważam za zakończone i już więcej z pewnością nie kupię tego tatuażu. Jest to dla mnie zbędny gadżet, wcale nie taki tani i przede wszystkim - niespełniający obietnic producenta. A Wy? Wypróbowałyście już Tatto Brow?

niedziela, 22 października 2017

Wibo | Ultra Matte Liquid Lipstick | Royal Pink


Jakoś nie jest mi po drodze z pomadkami, szminkami i innymi drobiazgami do ust marki Wibo. Albo ja jestem czepliwa, albo po prostu nie odpowiada mi ich jakość. Jakże wielkie było moje rozczarowanie (wprawdzie pozytywne!) gdy ostatnio sięgając po ich produkt nie znalazłam zbyt wielu wad, a nawet pokusiłam się o komplementy.

Matowe pomadki w płynie, Ultra Matte Liquid Lipstick przyciągają uwagę! Takie różowe cukiereczki, po które aż ciężko nie sięgnąć będąc w Rossmannie. Przygarnęłam wprawdzie tylko jeden odcień (Royal Pink), ale nie był to łatwy wybór... Odcień okazał się nietrafiony, jest ładny, tylko dla mnie niestety na ustach za jasny, jakiś taki mało twarzowy, trochę pomarańczowy. Muszę wybrać inny :)

Ale co do działania - trwałość jest rewelacyjna! Robiąc swatcha z trudem, za czwartym razem udało mi się domyć dłoń. A i wtedy pozostał na skórze lekki ślad po pomadce. Z ust schodzi całkiem równomiernie, jak to kosmetyki z efektem matu troszkę podkreśla suche skórki, choć tragedii nie ma. Kolory są intensywne, nasycone, pigmentacja na plus. Nie zauważyłam, aby pomadka pogarszała stan ust - nie nawilży ich, nie zregeneruje, ale też krzywdy nie zrobi. Zdecydowanie coś dla wielbicielek tanich, dobrych jakościowo matowych pomadek w płynie. Ja jestem mega zadowolona, ale muszę skoczyć do Rossmanna po inny kolorek :D

* pomadka wymaga dwóch warstw - przy jednej nie uzyskamy pełnego krycia
* nie wiem, jak Wy, ale mi ODROBINĘ przeszkadza fakt, że czuję tę pomadkę na ustach.. dziwnie się nosi

czwartek, 19 października 2017

Peeling do ust Evree | Poziomka



Podczas promocji w Rossmannie skusiłam się między innymi na peeling do ust marki Evree o zapachu poziomki. Kosztował mnie już po rabacie - 55 % niecałe 7 zł.  W cenie regularnej ok. 15 zł pewnie bym go nie kupiła.To trochę zbędny gadżet, bo przecież która z nas nie potrafi z miodu i cukru przygotować sobie sama taki produkt? 




Za te kilka złotych postanowiłam go jednak wypróbować. My kobiet, mamy przecież dni, że nic się nie chce, więc może akurat taki gotowiec się kiedyś przyda. Prawda jest taka, że sięgnęłam po niego od razu, gdy wróciłam z zakupów :DDD Pachnie bardzo ładnie, smakuje też (no taaaaak..uwierzcie, łatwo go trochę przez przypadek zjeść). Niewielka ilość wystarczy do jednej aplikacji. 

Peelingi jest delikatny dla ust, a jednocześnie skuteczny. Fajnie je wygładza, po użyciu sa jędrne w dotyku, optycznie nieco większe. Matowe szminki od razu prezentuja się o niebo lepiej. Zawiera dużo olejków, dzięki czemu nie wysusza. Nawet śmiem twierdzić, że odrobinę nawilża i poprawia ich stan. Warto sobie kupić i przetestować. Do wyboru jest jeszcze wersja pomarańczowa :)

środa, 4 października 2017

Nowości | Biolove




Kocham markę Biolove od pierwszego spotkania w sklepie Kontigo (czytaj więcej). Mają przepiękne zapachy, śliczne opakowania, fajne działanie i przystępne ceny. Tym razem skusiłam się na peeling do ciała Wiśnia i Wanilia oraz krem do rąk Ciasto Brownie z Pomarańczą. Zrobiło się pysznie!



Krem do rąk Brownie & Orange kosztuje około 12 zł / 75 ml. Pachnie przepięknie! Czekoladowo, słodko, aż ma się ochotę go zjeść :DDD Czujemy go na dłoniach przez dobre kilka godzin. Szybko się wchłania, dobrze nawilża, nie lepi się. Mówiąc krótko - taki krem na co dzień, który pozostawi skórę rąk w dobrym stanie, ale też jakość szczególnie jej nie zregeneruje. Polecam wypróbować :)



Peeling do ciała Cherry & Wanilla cena 13-14 zł / 100 ml. Naturalny, cukrowy peeling z olejem z pestek winogron, o cudownym zapachu wanilii i wiśni. Mogłabym go używać podczas każdej kąpieli i żałuję, że jest w tak małym opakowaniu. Nawilża, natłuszcza skórę i świetnie radzi sobie z martwym naskórkiem. Z pewnością kupię jeszcze inne wersje peelingów do ciała Biolove.

Peelingi solne do ciała | Organique

Hej! Kompletnie nie odnajduję się, gdy za oknem szaleje nieobliczalna, jesienna aura. Mogłabym leżeć w łóżku i przesypiać dni i noce. Jeśli tylko nie musiałabym pracować, tak na pewno by się stało. Schowałabym się pod kocem i w najlepszym przypadku oglądała filmy.



Dziś trochę o dwóch kosmetykach, które potrafią umilić długą kąpiel. No właśnie! Długie kąpiele to dla mnie nieodzowny element jesiennych wieczorów. Organique rzadko wypuszcza nowości, choć ostatnio jest coraz lepiej. A to mgiełki, mydełka, ostatnio też peelingi solne z masłem shea, między innymi peeling Czarna Orchidea i Pomarańcza z chili. Obie wersje są pojemności 200g.


Pomarańcza z chili pachnie orzeźwiająco, trochę słodko, trochę też i gorzko, naturalnie i intensywnie. Może nie jest to tak w 100% mój zapach, ale nie zaprzeczę - podoba mi się. Peeling ma tłustą konsystencję. Z pewnością jest ostrzejszy niż cukrowe peelingi tej marki. Stopień ścierania określiłabym jako średni/wysoki.



Czarna Orchidea to zapach kwiatowy, bardzo słodki i kobiecy. Wpadło mi w oko opakowanie tego peelingu - bardzo estetyczne i eleganckie. Działaniem nie odbiega od wersji pomarańczowej i równie dobrze ściera martwy naskórek. Po użyciu tych produktów nie trzeba balsamować ciała. Olejki w nich zwarte dostatecznie nawilżą naszą skórę i pozostawią na niej odżywczy film.


Jeśli miałabym któryś peeling polecić bardziej, drugi mniej, to powiedziałabym że to tylko i wyłącznie kwestia preferencji zapachowej. Najlepiej przejść się do sklepu Organique, powąchać sobie każdy dostępny zapach i się zdecydować. Kiedyś pisałam o ich peelingach cukrowy - są trochę delikatniejsze, a także bardzo przyjemne i skuteczne - peeling kawowy i peeling czekoladowy.

* nie polecam używać peelingu solnego bezpośrednio po depilacji
* odradzam też stosowanie peelingu solnego na skórę podrażnioną i wszelkiego rodzaju skaleczenia 


wtorek, 26 września 2017

Perfumy mocno waniliowe... | Vanille Noire, Yves Rocher




Używałam ich jeszcze latem, ale zdecydowanie bardziej kojarzą mi się z jesienią, grubymi swetrami, chłodnym powietrzem. Są ciepłe, otulające, słodkie. Poprawiają humor i dodają energii, gdy mamy naprawdę zły dzień. Przylepiają się do nas na długo, i choć nie drażnią głowy, są intensywne i głębokie.


W sumie jedyną rzeczą, którą poprawiłabym w tych perfumach jest flakonik. Z niewiadomych przyczyn zupełnie mi się nie podoba i przypomina jakieś najtańsze badziewie z bazaru. Ale, ale.. przynajmniej szkło jest mocne! Spadły mi tyle razy i jeszcze się nie rozbiły! ;)



Nie znam drugiego tak waniliowego zapachu. Oczywiście - z nutą wanilii jest ich całe mnóstwo. Tylko te nie są waniliowo jakieś tam. Są po prostu waniliowe. Piękne. Kobiece, seksowne, ciekawe. Gdzieś tam przewija się jakaś woń kwiatów, woń iście skórzana, jakaś owocowa, ale te perfumy wciąż nazwiesz waniliowymi. Bo to wanilia gra tutaj pierwszą rolę. I bardzo dobrze.

Czytam, że są nietrwałe. Tak przynajmniej twierdzą wizażanki. Dla mnie są trwałe, a już szczególnie na ubraniach! Bardzo trwałe! Czytam, że specyficzne - to prawda. Musisz kochać słodkie, lekko duszące zapachy. Czytam.. proste, o suchym końcu i kwiatowym rozwinięciu... ? Nie, nie. Dla mnie to waniliowe fazy, od tej najświeższej, najdelikatniejsze i subtelnej, po coraz mocniejszą, dojrzalszą, głębszą. Przepadłam, zakochałam się w tym zapachu i proponuję wypróbować na własnej skórze!

Cena: ok. 120 zł | 50 ml
Dostępność: Yves Rocher 

piątek, 7 lipca 2017

BIOLOVE | Miłość od pierwszego wejrzenia...



Kontigo.. Coś mi się obiło o uszy i od tamtej pory ani razu tam nie weszłam. Jakoś nie czułam potrzeby. Tuż obok mnie są dwie drogerie Hebe, dwie Rossmann, centrum handlowe.. Któregoś dnia przechodziłam obok, zapewne się nie śpieszyłam, a nawet i miałam zbyt wiele czasu i zaszłam tak z ciekawości. Pierwsze wrażenia? To samo co wszędzie! I ta natrętna obsługa, patrzący podejrzliwie ochroniarz, który chyba nie wie, że blogerka musi wszystko zmacać i obwąchać, hihi. Kolejne spostrzeżenia? Ooo, mają kosmetyki azjatyckie! MOIA? Pure Heal's? Nie znam tych marek...



Niewielka szafa Biolove. Kosmetyki głownie do pielęgnacji ciała. Ich mogę mieć niezliczoną ilość. Balsamy, peelingi, świece do masażu. Odkręcam, wącham, oglądam. Estetyka - strzał w dziesiątkę! Zapachy? Naturalne i intensywne! Wiśniowy? A może brownie z pomarańczą? Truskawka, malina, zielona herbata? Każdy znajdzie coś dla siebie :)



Ja skusiłam się na dwa masełka do ciała, tak na wypróbowanie. Jedno o zapachu ciasteczek, drugie wiśniowe. Oba boskie! Treściwe, o dosyć tłustej konsystencji. Szybko się wchłaniają i pozostawiają lekki film na skórze. Dobrze sprawdzają się podczas wakacji, gdy nasza skóra po dużej dawce słońca potrzebuje nawilżenia i regeneracji. Mieszczą się w fajnych, poręcznych, plastikowych słoiczkach. Polecam kupić i sprawdzić na własnej skórze. Jestem niemal pewna, że tak jak ja zapragniecie więcej!

piątek, 19 maja 2017

Mleczna seria od Nivea | Fresher Skin Rimmel


Niedawno ukazała się cała mleczna seria kosmetyków do włosów od Nivea. Miałam okazję wypróbować szampon i odżywkę. Czy lubię tę markę? Jakoś szczególnie na pewno nie. Jest mi obojętna tak jak Dove, Garnier i inne typowo drogeryjne. Skusiłam się (jak zawsze!) przez cenę; 9,99 zł za sztukę. Co mogę powiedzieć? Szampon nie wyróżnia się niczym od pozostałych przeciętnych szamponów za dychę. Mocno się pieni, dobrze oczyszcza włosy i nic poza tym. Nie nawilża, nie odżywia, nie wygładza. Raczej nie kupię go ponownie, tylko wypróbuję czegoś nowego. Odżywka natomiast jest warta uwagi. Fajnie włosy dociąża i ułatwia ich rozczesanie. Jest lekka, na co dzień w sam raz, Myślę, że dużo lepiej sprawdzi się na włosach cienkich, osłabionych niż grubych i puszących.

Zazwyczaj nie kupuję podkładu w słoiczkach. Nie przemawia do mnie takie opakowanie, choć prezentuje się estetycznie. Fresher Skin otrzymałam od Rimmela na wypróbowanie i jestem pozytywnie zaskoczona. Trudno dostrzec go na skórze, a mimo to zakrywa niedoskonałości. Dobrze współpracuje z moimi pudrami, nie podkreśla suchych skórek i załamań, nie odcina się i nie tworzy plam. Zapewne dla niektórych osób mógłby być bardziej kryjący, ale mi to nie przeszkadza. Lubię, gdy podkład jest leciutki, niewyczuwalny, dający naturalny efekt - szczególnie latem i wiosną. :)

New in - Remington ProLuxe, CK Eternity Now


Jeśli miałabym polecić Wam dobrą prostownicę do włosów to powiedziałabym Remington. Obojętnie który model (oprócz tych najstarszych i najtańszych oczywiście). Są zrobione solidnie, a porządne wygładzenie włosów nie zajmuje z ich pomocą dużo czasu. Od lat używam Shine Therapy i jestem naprawdę zadowolona. Budując swą historię kredytową musiałam wziąć coś taniego na raty. Taniego to znaczy w granicach 200 - 400 zł. I tylko i wyłącznie dlatego stałam się posiadaczką nowej prostownicy Remington ProLuxe. Kosztuje ona od 239 do 269 zł czyli niemal dwa razy tyle co moja ukochana Shine Therapy. Zobaczę, czy jest warta swojej ceny, choć muszę przyznać, że pierwsze testy mamy za sobą i wypadła super. Jest dużo lżejsza, jeszcze ładniejsza, a nagrzewa się w kilka sekund!

Eternity Now to zapach świeży, dziewczęcy, słodki. Kupiłam go w promocji w Hebe (150 zł | 50 ml). Jest idealny na wiosnę | lato, na co dzień i na wieczór. Do pracy i na randkę. Bardzo go polubiłam, mimo że jest dosyć ulotny, może trochę nudny. Bliżej mu do wakacyjnej mgiełki, niż do eleganckich perfum. Zdecydowanie pasuje do kobiet młodych, niewybrednych, lubiących proste i przyjemne zapachy. 

czwartek, 2 marca 2017

SERIA KASZMIROWA | ORGANIQUE



Tytuł najpiękniejszego zapachu miesiąca wędruje do serii kaszmirowej Organique! Ale mówimy tylko o zapachu.. 

wtorek, 14 lutego 2017

3 nowe szminki z różnych półek cenowych


Ostatnio wpadły w moje ręce trzy nowe szminki. Jedną dostałam w prezencie, inną dostałam w ramach współpracy, a ostatnią kupiłam sama. Wszystkie się u mnie sprawdziły, dlatego postanowiłam napisać Wam o nich kilka słów.


środa, 8 lutego 2017

Rozdanie! Nowości marki Floslek!

Kochani! Dzięki uprzejmości marki Floslek możecie razem ze mną testować ich nowości! :) Na Facebooku ruszyło już rozdanie, na którym do wygrania jest jeden zestaw kosmetyków, w którego skład wchodzą perełki rozświetlające i krem BB. Na blogu takich zestawów mam dla Was dwa!
Znalezione obrazy dla zapytania floslek all day



Co trzeba zrobić? Wystarczy zgłosić w komentarzu pod TYM postem chęć udziału w konkursie. Proszę też zamieścić w komentarzu początek swojego adresu mailowego. Wyniki ogłoszę 14 lutego. Zarówno na blogu, jak i na Facebooku :)

Nagrody: 



Doskonała propozycja dla kobiet aktywnych, które cenią szybki, naturalny i perfekcyjny wygląd. Innowacyjna formuła Selfie effect technology™ błyskawicznie wtapia się w skórę, maskując niedoskonałości, przebarwienia oraz redukuje zaczerwienienia. Micro-MINERAL complex idealnie dopasowuje się do odcienia cery i nadaje jej piękny, wyrównany koloryt. Krem długotrwale nawilża i wygładza skórę a filtr UV SPF 15 dodatkowo chroni przed negatywnym wpływem promieniowania słonecznego. Twarz wygląda naturalnie i promiennie nawet przez 12 godzin.
Luksusowy preparat przeznaczony dla nowoczesnych kobiet, oczekujących spektakularnych efektów. Idealny do skóry narażonej na negatywne działanie czynników zewnętrznych, takich jak: klimatyzacja, zanieczyszczenia atmosferyczne, tryb życia. Nowatorska formuła Selfie effect technology™ sprawia, że precyzyjnie dobrane składniki aktywne, zamknięte w unikalnych perłach, odmładzają i zapobiegają powstawaniu zmarszczek oraz długotrwale nawilżają. Skóra odzyskuje zdrowy, promienny wygląd i jedwabistą gładkość. Wyjątkowa pielęgnacja zapewnia piękny początek dnia.

piątek, 3 lutego 2017

Blend it! | Nowe gąbeczki do twarzy!

Ostatnimi czasy niemal wszędzie się pojawiają! Blend it! podbiło kosmetyczny rynek i wcale się nie dziwię! Te gąbeczki są genialne, a ich cena nie powala nas tak, jak w przypadku oryginalnego BB.



W pakiecie duża gąbka + malutka do korektora kosztują około 30 zł. Dostaniecie taki zestaw między innymi na mintishop (ja akurat tu zamawiałam). Pewnie dobrze wiecie, jak aplikacja za pomocą jajka przebiega.. Trzeba nasączyć je wodą, następnie wycisnąć i przystąpić do nakładania podkładu/korektora. Radzę oczywiście kosmetyk nanieść na dłoń i z dłoni za pomocą gąbki przenosić go na twarz. Nigdy nie nakładać podkładu bezpośrednio na gąbkę :)



Jajko blend it! jest proste w użyciu i bardzo przyjemne. Nie tworzy smug, nabiera małą ilość produktu i sprawia, że nasza skóra wygląda świeżo i naturalnie. Gąbeczka sprawdza mi się zarówno przy podkładach gęstych, ciężkich, jak i przy tych wodnistych. Warto ją mieć!