wtorek, 30 grudnia 2014

Imbirowa miłość - dobry szampon oczyszczający

Dziś będzie ciężko, dużo rzeczy na głowie, szczególnie, o ile nie głównie związanych z blogiem właśnie. Wczoraj przeżyłam lekki szok, gdy nie mogłam go wyświetlić i mówiąc krótko wpadłam w niepokój. Mam nadzieje, że nikt z Was nie ma już takiego problemu, a jeśli jest - po 18 już go nie powinno być. Przychodzę na chwilę, bo rano lecę z aparatem w plener. Szybka kawa, szybkie poprawki i szybkie zdjęcia. To lubię i chciałabym tak niemal dzień w dzień. 
Imbirową miłością jest nic innego, jak szampon do włosów The Body Shop. Ma on działanie łagodzące i oczyszczające skórę głowy. Dedykowany jest tym, którzy zmagają się z łupieżem. W swoim składzie prócz wyciągu z imbiru ma również miód, ekstrakt z kory brzozy, mchu dębowego i wierzby białej. Możecie się więc domyślić, że jego zapach jest intensywny i dla wielu pewnie nieprzyjemny. Ja uważam natomiast, że łatwo się przyzwyczaić a nawet i polubić. 

Szampon dobrze się pieni, jest całkiem wydajny. Kosztował ok. 20 zł, może troszkę więcej, a jego pojemność to 250 ml. Mam małe zastrzeżenie do opakowania. Choć estetyczne i miłe dla oka, mogłoby być wykonane z miększego tworzywa, co na pewno pozwoliłoby lepiej wydobyć produkt. 


Nie zauważyłam wysuszenia skóry głowy, czy włosów, ani żadnych innych niepożądanych efektów. Wręcz przeciwnie! Efekt świeżości i porządnego oczyszczenia z pozostałości ciężkich olejków i masek jest natychmiastowy. Skóra wreszcie może odetchnąć z ulgą. Co do łupieżu, trudno mi się wypowiedzieć. bo nie mam takiego problemu. Myślę, że warto spróbować, choćby po to, by raz na jakiś czas zmyć z włosów niemal wszystko. Stosowałam jeszcze wersję bananową, która pachnie sto razy lepiej, ale działaniem niestety nie dorównuje imbirowej. 

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Podsumowanie roku 2014 | Postanowienia Noworoczne | WISHLIST styczniowe

Takie kosmetyczne i w sumie niekosmetyczne podsumowanie. Jak myślę o 2014 to niewiele zaświeca się w mojej głowie. Albo działo się tak wiele, albo nic. Inna teoria, działo się tak wiele, że niewiele pamiętam :D W każdym razie jestem wdzięczna, bo od stycznia do końca grudnia moje zdrowie nie ucierpiało, zdałam maturę, stałam się trochę rozsądniejszym, a na pewno odważniejszym człowiekiem. Ale chwila moment od początku....

W 2014...

1. Poszłam do pierwszej w moim życiu pracy, a następnie do dwóch kolejnych. Łącznie za mną trzy prace, i tego rekordu nie chcę akurat pobijać w 2015.

2. Kupiłam też pierwszą szminkę Mac! I był nią kolor Lickable. W tej chwili jestem dumną posiadaczką czterech pięknotek. 

3. Przygarnęłam kotkę i nazwałam ją Brygida. Jest cholernie niegrzecznym kotkiem, ale mimo to skradła moje zimne serce. Oby w przyszłym roku trochę się uspokoiła, hihi. 
4. Dorobiłam się własnej domeny. Wcześniej albo się bałam, albo zapomniałam o tym. A nazwa moodhomme.com brzmi jednak lepiej od moodhomme-kosmeetika.blogspot.com ;)

5. Nauczyłam się obsługiwać statyw hahaha. Wiem, wstyd, ale nie miałam pojęcia jak montuje się aparat do niego... i statyw od dobrych kilkunastu miesięcy robił za wieszak...

6. Poszłam na studia chyba tylko po to by je przerwać. Uświadomiłam sobie, że jedyną rzeczą, którą chcę robić jest malowanie ludzi, upiększanie ich i charakteryzowanie. 

7. Wpadłam też między pociąg a stację. Zawsze się tego obawiałam i w najmniej oczekiwanych momencie zleciałam w dół. Dobrzy ludzie istnieją wszędzie. 

8. Kombinowałam, przyglądałam się, aż w końcu i gra LOL nie stanowi dla mnie problemu. Może nie wiecie, ale jak tylko się wkurzę, mówię lololololol. Jak mogłabym więc nie umieć w LOL'a grać? 

9. Zdradziłam Nike z New Balance, których nigdy wcześniej nie miałam. I teraz sama nie wiem, które są wygodniejsze, sumienie mówi mi, że najeczki :D

10. Ukradziono mi w tym roku telefon. W sumie po prostu go zabrano, gdy zostałam go na chwilę, na dosłownie pół minuty.. Była nią LG L5, którą wciąż kocham i tęsknię. Nie była może wypasiona i droga, ale była moja i miałam w niej niemal wszystko, od moich rymowanek, poprzez smutne cytaty i głupie zdjęcia i przepisy i inne. 


11. W 2014 roku odkryłam moją nową miłość, a jest nią Sitek, Buszu, Bezczel, Kaen, Chada, Zbuku, Kajman, Onar i wielu, wielu innych.  Widać gust muzyczny zmienia się, oj zmienia :D

12. Ten rok jest też dla mnie momentem przełomowych jeśli chodzi o swój wizerunek. Dowiedziałam się, że nie zmienię więcej koloru włosów i zostanę przy czarnym, a także przekonałam się do mega intensywnych szminek i teraz tylko w nich czuję się naprawdę dobrze. 

13. Udało mi się wciągnąć w seriale. Stałam się fanką Spartakusa, Hemlock Grove i oczywiście Czystej Krwi. Po obejrzeniu ostatnich odcinków czułam wielką pustkę!

14.  Piosenką roku jest dla mnie "I see fire". Mogłabym jej słuchać dniami i nocami. I oczywiście "Again" Bruno Mars.

15. Filmem natomiast, a raczej filmami "Zaginiona dziewczyna", "Czarownica", "Gwiazd naszych wina", "Igrzyska Śmierci: Kosogłos", "Zostań, jeśli kochasz", "Dracula, historia nieznana". 

16. Nie wiem czemu, ale przestałam odwiedzać second handy. Koniecznie muszę to zmienić i znaleźć dla nich trochę czasu. 
17. Powiem nieskromnie, że zaczęłam w tym roku robić lepsze zdjęcia :)

Z ciekawszych wydarzeń, myślę, że to wszystko już. Postanowień wiele nie będzie, niektóre zostawię dla siebie, a innych nie jestem pewna..

W 2014 chciałabym...

1. Pójść do szkoły i wyszkolić się na zarąbistą charakteryzatorkę. 
2. Wreszcie zobaczyć góry. Uwierzycie, że jeszcze nigdy nie byłam w górach?!
3. Wrócić na siłownię. Nie wiem, jak mogłam wykluczyć ją ze swojego życia!
4. Dodawać na bloga więcej makijaży, pracować nad jakością zdjęć. 
5. Zrobić prawko :D Strzeżcie się ludzie! :DDD
6.  Przemalować swój pokój. Znudziły mi się te ciemne kolory. 
7. Co do mini remontów, chcę przerobić balkon a takie moje hand made miejsce do robienia zdjęć. Hihi, brzmi strasznie, ale nadaje się idealnie. 
8. Zrobić wypad za granicę! (i odwiedzić Lush..ale nie tylko po to przecież, chcę gdzieś jechać! ;)) 
9. Wciąż prowadzić bloga. 
10. Banalny punkt - być szczęśliwa! Przynajmniej tak, jak w 2014! 


(paletka Naked 3, jakoś dwie pozostałe aż tak mi się nie podobają| słynny bronzer Chanel, perfumy VS Bombshell| rozświetlający puder Mary Lou The Balm | szminka Mac Heroine | Vansy| zegarek Fossil)

I na koniec moja WISHLIST na styczeń. Czy tylko ja, zanim dostanę wypłatę to już zdążę zbankrutować? Haha :)  PS. Na zdjęciach starałam się przedstawić cały rok na blogu :)

piątek, 26 grudnia 2014

Słynny bronzer, idealnie chłodny

Hej, hej! Tak się cieszę, że w końcu mamy względną pogodę, jest nawet trochę śniegu, nie pada deszcz..Oby tak zostało, bo od razu wróciło moje optymistyczne podejście! Przyznaję bez bicia, że jestem do tyłu z testowaniem kosmetyków. Spędzałam dużo czasu w domu, z rodziną, nie przesiadywałam godzinami w łazience, na twarz też nie nakładałam żadnych nowości. Dopiero teraz, gdy już Święta dobiegają końca, wrócę do swoich obowiązków. Mam nadzieje, że te dni zleciały Wam w rodzinnej, ciepłej atmosferze i odliczacie teraz tylko do Nowego Roku! :)

Dostałam w prezencie bronzer Bahama Mama z The Balm, który chciałam już dawno kupić. W sklepach internetowych dostaniecie go za ok. 55 zł, natomiast w Douglasie za 79,90 zł i to nie w każdym! Razem z przesyłką przez neta wyniesie mniej niż stacjonarnie..Ostrzegam, nie ma sensu przepłacać i to tyczy się wszystkich produktów tej marki. Dla porównania.
Róż Instain  MS 69,90 zł / D 97,90 zł  | Baza Time Balm MS 84,90 zł / D 105 zł 
Puder rozświetlający Mary Lou MS 64,90 zł / D 89,90 zł

Wracając do bronzera.. Ma piękne opakowanie! Estetyczne, kolorowe, fajna babeczka na nim :DDD Dodatkowo umieszczony jest w papierowym kartoniku. Zamknięcie magnetyczne, w środku małe lusterko. 

Odcień jest faktycznie dosyć chłodny, choć taki idealnie chłodny moim zdaniem nie jest. Nie posiada drobinek, nie błyszczy się. Jest matowy, odpowiedni do konturowania twarzy, w przeciwieństwie np. do słynnej czekoladki Bourjois. Chyba zrobię porównanie, jak lepiej zapoznam się z Balmem. 
(to zdjęcie nie oddaje koloru tak, jak powinno, bo jest za ciemne, zdjęcie wyżej w moim odczuciu zdecydowanie bardziej ukazuje rzeczywisty odcień bronzera)

Pierwsze wrażenia są jak najbardziej pozytywne, więcej powiedzieć nie mogę. Trwałość wyjdzie w praniu, współpraca z moją skórą również.

(jest chłodny, aczkolwiek jakieś żółte tony możemy w nim zauważyć)

Przyznajcie się, kto już od dawna ma ten bronzer? :D

czwartek, 25 grudnia 2014

Piękna i trudna

Mam aktualnie fazę na kosmetyki z Maca, a dokładniej, na ich pomadki. Przeglądam godzinami kolory, aby wybrać te najbardziej moje (fioletowe, fuksje i nude, bez żadnych drobinek, perłowych i metalicznych wykończeń - to Kasi ideały :D). Natomiast Giddy, choć jest kremowa, nie mieni się to trochę nie moja bajka. Zdecydowałam się na nią, bo jej kolor ma dla mnie to przysłowiowe coś. Jest taki delikatny, subtelny, dziewczęcy i kojarzy mi się z latem. 
Wykończenie tej pomadki to Lustre - lekko kremowe, tworzące mokrą taflę, średnio kryjące. Cena to standardowo 86 zł. 
Łososiowy, naturalny odcień w nienachalny sposób przyciąga uwagę. Idealnie komponuje się z mocnym makijażem oczu i tworzy ładne dopełnienie. Nakłada się na usta bez problemu, nie wysusza, ale też nie nawilża zbytnio. Choć jak wspomniałam średnio kryje, to jednak wystarczająco, by usta wyglądały naprawdę dobrze. Jedna, jedyna rzecz, która sprawia, że nazywam tę pomadę trudną jest jej skłonność do podkreślania wad naszych ust. Lubi wejść w załamania, podkreślić niedoskonałości, zebrać się w nich. Dlatego w zimę możliwe, że nie będzie najlepszym wyborem. 
Posiadaczki pięknych, gładkich i zdrowych ust, mogą kupić ją w ciemno! Jest cudowna i przy tym raczej uniwersalna. Ma swoje wymagania, niestety, ale gdy je spełniamy, pomadka rekompensuje nam to upiększając na długo nasze usta! 

A które Maczki Wy macie w swojej kolekcji? 

Trochę nowości :)

Dawno już pisałam o kosmetykach marki Bell, ale na szczęście nie dam Wam o nich zapomnieć i już niedługo możecie spodziewać się nowych recenzji. Zupełnie nieoczekiwanie wpadł listonosz z paczuszką, w której znalazłam lakiery z kawowej serii i produkty, moje ulubione chyba - HypoAllergenic, dokładnie fluid matujący i bazę pod makijaż. 

Nie wiem, jak długo zajmie mi testowanie tych kosmetyków, biorąc pod uwagę fakt, że chcę im się naprawdę dokładnie przyjrzeć. Fluid (mój odcień 02) chciałabym wykorzystać tej zimy. Jest dedykowany skórze tłustej, aczkolwiek delikatnej, wrażliwej, czyli  takiej, jaką posiadam. Mam nadzieje, że działanie matujące nie będzie szło w parze z wysuszeniem skóry, a pożądany efekt utrzyma się na twarzy przynajmniej przez pół dnia, współpracując dobrze z pudrem. 

Bazy na co dzień nie używam, ale są wyjątkowe dni, kiedy może pomóc. Chociażby wesela, imprezy, czy zbliżający się Sylwester. Liczę, że faktycznie wygładzi skórę i przedłuży trwałość makijażu. Oby tylko nie zapychała, ale nie bądźmy pesymistami! W końcu prezentuje się solidnie! :)
Lakiery kuszą i swoją nazwą i opakowaniem. Posiadam numery 03 i 04. Pierwszy to piękny beż z lekką domieszką różu, natomiast drugi jest zdecydowanie ciemniejszy, takie porządnie spienione latte! Ciężko im się oprzeć! Dostępne są jeszcze dwa inne odcienie. Używałyście już tych kosmetyków? Któryś w szczególności Was zaciekawił?

Jeszcze raz! Wesołych Świąt!

wtorek, 23 grudnia 2014

Skóra jak nowa - efekty zabiegu

Kilka dni temu odwiedziłam klinikę BeautymeD, mieszczącą się niedaleko stacji metra Natolin w Warszawie. Trafiłam bez problemu, może dzięki niezawodnej intuicji, a może dzięki sporemu, różowemu, rzucającemu się w oczy szyldowi. Gdy tylko znalazłam się w gabinecie, powitała mnie przemiła Pani dermatolog i przeszłyśmy do formalności. Przyznam, że sposób, w jaki zespół Beautymed traktuje swoich pacjentów robi wrażenie. Profesjonalne, indywidualne podejście, omówienie zabiegu, wykluczenie wszelkich przeciwwskazań, wypełnienie dokumentów.

Po tych wszystkich etapach skierowano mnie do gabinetu, w którym miał odbyć się zabieg o nazwie Endermolift na obszarze twarzy i szyi. Czas jego trwania to ok. 30 minut. Mamy do wyboru różne rodzaje tego zabiegu. Ja zdecydowałam się na rozjaśniający, natomiast jest jeszcze: wyszczuplający, regenerujący komórki, przeciwzmarszczkowy poprawiający kontur twarzy, lifting oczu, ujędrnienie aktywujące produkcję kolagenu. Oczywiście zabieg może być wykonany również na konkretnych partiach ciała w celu ujędrnienia skóry. 

Dla kogo jest zabieg Endermolift? 
- dla osób chcących zredukować i wygładzić zmarszczki
- dla tych, którzy pragną popracować nad swoim owalem twarzy
- dla kobiet marzących o jędrniejszej skórze szyi, dekoltu, twarzy
- dla osób zmagających się z cieniami pod oczami 


Przebieg zabiegu jest kontrolowany komputerowo i w ten sposób przechodzimy przez różne etapy. Każda część twarzy przez określony czas jest masowana głowicą Ergolift, której zadaniem jest zaciskanie skóry i stymulowaniem jej do produkcji elastyny i kolagenu. Taki masaż przyczynia się też do zwiększenia produkcji kwasu hialuronowego o 80%! i elastyny o 46%. 
(tak wygląda gabinet i ekran, na którym kontrolowany jest nasz zabieg/ recepcja)

Do zabiegu użyte są dwie głowice - jedna większa do takich miejsc jak policzki, szyja, druga nieco mniejsza, przeznaczona do "kurzych łapek". Uciskanie skóry nie jest bolesne, ale odczuwalne. Intensywność dobierana jest do rodzaju skóry i rzecz jasna do naszego progu odczuwalności bólu. Zabieg jest niezwykle relaksujący, pół godziny mija w tempie ekspresowym. Dopiero po jego zakończeniu odczuwamy, że coś na naszej twarzy się działo, gdyż skóra jest wyraźnie zaczerwieniona. Jednak wspomnę, że absolutnie nie jest to zabieg inwazyjny. Zaczerwienie schodzi dosyć szybko, a skóra nie jest później podrażniona czy napuchnięta, nic z tych rzeczy. Dodatkowo po zakończeniu zabiegu, na skórę nakładany jest krem nawilżający, dzięki któremu szybciej wraca do normy.

Kosmetyczne Zachcianki

Przygotowania do Świąt, dają mi nieźle w kość. Padam, jestem potwornie zmęczona, a jeszcze tyle do zrobienia! Sprzątanie, gotowanie, pieczenie, ozdabianie.. Można zwariować. Muszę jakoś ten dzień przetrwać do środy, udając, że boli mnie głowa, lub chowając się po kątach :DD Tak się złożyło, że mam okazję lepiej poznać kosmetyki marki Organique. Zawsze darzyłam je sporą sympatią, jednak gdy przyszedł moment wyboru kilku kosmetyków z ich asortymentu mało co mnie interesowało. Jestem wybredna, to fakt, ale też z wiekiem coraz lepiej czuję, które produkty mi służą, które mniej, co tak naprawdę jest mi potrzebne, a bez czego mogę się obyć. 
Pewniakiem było mydełko Aleppo 12-15%. Już tyle o nim słyszałam, a nie mogłam go dorwać stacjonarnie. Skóra na mojej twarzy przyjęła sobie zasadę - im mniej, tym lepiej, i tak właśnie funkcjonuje. Płyn do demakijażu, delikatny krem, zazwyczaj Floslek i coś oczyszczającego. Tej trzeciej pozycji mi zabrakło i tym oto mydełkiem zamierzam ją wypełnić. Liczę na efekt świeżości i zmniejszenie ilości zaskórników. Skuteczne i nieinwazyjne działanie. 
Kolejną rzecz wzięłam wyłącznie ze względu na zapach. Wiem..wstyd.. Olejek do kąpieli i masażu Pinacolada. Czuję w nim nutkę kokosa przeplatającą się z ananasem. To kwintesencja moich ulubionych kompozycji. Słodko, troszkę ciężko, nieco owocowo. Jakich właściwości się spodziewam? Przyznałam, że olejek jest wyłącznie moją zachcianką, ale cóż, miło byłoby, gdyby zapach utrzymywał się długo na skórze, przynajmniej!
Serum czekoladowe do ciała też zachęciło mnie swoim zapachem, tylko wobec niego mam już pewne oczekiwania. Liczę na odżywienie skóry, nadanie jej zdrowego wyglądu, przywrócenie blasku i wygładzenie. Niewiele wymagam, prawda? :)

Uciekam na chwilę się zdrzemnąć, a jak tylko wstanę, zaproszę Was na wpis o klinice Beautymed i zabiegu Endermolift.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Co fajnego w Biedronce?

Wrzucam dziś zdjęcia do wpisów z bólem serca. Światło mi nie sprzyja i pstrykam, pstrykam a tu totalna klapa. Beznadziejna jakość, beznadziejne oświetlenie, ostrość, po prostu - beznadzieja. Czy godzina 8, czy 10, czy 12, moje zdjęciowe plany legną w gruzach. 

Trzymam kciuki, że deszczową pogodę szybko zastąpi piękna, gruba warstwa białego puchu, ale gdyby tak się nie stało, trudno, nie mogę przecież z powodu kiepskich warunków do zdjęć, przestać pisać :) Dziś trochę o Biedronce. Wczoraj kupiłam w niej kilka naprawdę fajnych rzeczy, które chciałam Wam pokazać. Nie wiem, od czego zacząć..Może..

Tinty! Kto by pomyślał, że znajdziemy tam róże do policzków w formie tintów marki Bell. Kosztowały 7,99 zł / sztuka. Nie są płynne, lakierowe, tylko kremowej. Przygarnęłam dwa odcienie, śliczną, intensywną brzoskwinię i uniwersalny, niezawodny róż. 
Nie mogłam też oprzeć się foremkom do kostek lodu. Zawsze zapominałam je kupić, a tu taka okazja, jedyne 5,99 zł i takie urocze kwiatuszki! 

Jak co roku w Biedronce kupuję kalendarz ścienny (6,99 zł). Jest genialny, tani, estetyczny. Nie mam pojęcia, gdzie znalazłabym TAKI kalendarz w TAKIEJ cenie! Szok :D

I ostatnią rzeczą, jaką przygarnęłabym jest świeca. Nie wiem, czy będzie pachnieć po odpaleniu jej. Jeśli nie, trudno. Niepodpalona ma tak obłędny zapach wiśni i czekolady, że wybaczę tej świeczce wszystko! Jej cena to 4,99 zł. Była też kompozycja pomarańcza z cynamonem - polecam ;)


Uciekam sprzątać, szukać przepisów, robić w końcu te pierniki, których do tej pory nie zrobiłam. No i lecę też oglądać świąteczne filmy..Do zobaczenia wieczorem! 


niedziela, 21 grudnia 2014

Ochrona skóry zimą, czyli seria Winter Care

Z okazji Świąt od firmy Floslek otrzymałam nie tak dawno kosmetyki przeznaczone do twarzy, ciała i rąk w okresie mrozów. Wprawdzie nawet nie spadł jeszcze śnieg, ale ja głęboko wierzę, że prawdziwa zima nadejdzie i będę miała okazję sprawdzić skuteczność tych produktów. 

Krem do rąk i paznokci Winter Care ma pojemność 100 ml. Posiada w składzie keratynę i witaminę E. Jego zadaniem jest natłuszczenie skóry, zapobieganie utraty wody, efektu szorstkości. Przyznam, że oczekuję od niego wiele, przede wszystkim - treściwości. Gdy temperatura jest na minusie lekki kremik to zdecydowanie za mało dla moich dłoni. 

Krem ochronny zimowy do twarzy (50 ml) dedykowany jest skórze suchej, delikatnej i normalnej. Skórę także ochrania witaminą E, choć również olejem ze słodkich migdałów. Nie wiem, czy sprosta moim wymaganiom, jednak po doświadczeniach związanych z tą marką, mogę mieć naprawdę spore oczekiwania, bo do tej pory absolutnie wszystkimi kremami do twarzy byłam zachwycona.


Balsam do ciała regenerujący (150 ml) z tej samej serii, jak obiecuje producent, działa już od 1 użycia! Łagodzi podrażnienia, przynosi ulgę przesuszonej skórze, cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak zweryfikować te obietnice. 


A Wy co wybierzecie na zimę? Może stosowałyście już kosmetyki Winter Care? Idę piec pierniczki i pakować prezenty! Takie właśnie dni lubię!  * Więcej o kosmetykach przeczytacie na stronie marki Floslek, zapraszam do zapoznania się z asortymentem - klik.

sobota, 20 grudnia 2014

Magnetyczna paletka Inglota, jak mogłam jej nie mieć..

Od rodziców tak się złożyło, że prezent już dostałam. Był nią nowy Maczek i oto ta paletka Inglota. Początkowo miałam dobrać sobie do niej 10 cieni..gdy przyszedł już ten moment, to nie wiedziałam które, dlatego zdecydowałam się poprosić Mikołaja o 3 :DDD a resztę zostawię na potem, jak mnie najdzie wena do wybierania. 

Paleta jest wykonana porządnie i nie kosztuje wcale wiele. Do wyboru mamy ich całe mnóstwo. Ja w kolejnej będę trzymać róże, to pewne :) Ale w tej oto mieści się maksymalnie 10 cieni, które kupujemy w Inglocie (wkłady to znaczy:)
Aktualnie komponuję sobie taką szaloną paletkę do makijażu np. sylwestrowego :D Dużo brokatu, żadnych smutnych szarości. W oko wpadł mi iskrzący, czekoladowy kolor i równie zachwycający róż. Biel to konieczność, zawsze potrzebna. 
Czy nie wyglądają świetnie?! Jutro postaram się pokazać je w akcji, na powiekach :) A teraz lecę do sklepu dokończyć świąteczne zakupy! Na samą myśl o dzikich tłumach mi się odechciewa :D
Miłego wieczoru! :) Pierniczki upieczone? :D 

czwartek, 18 grudnia 2014

Prezent na ostatnią chwilę

Nie lubię podsuwać Wam pomysłów na prezenty, bo najnormalniej w świecie nie jestem w tym dobra. Potrafię patrzeć wyłącznie z punktu widzenia kobiety zakręconej na punkcie kosmetyków, butów sportowych i świeczek. A przecież nie każda z nas taka właśnie jest, prawda? :D No właśnie, dlatego odpuszczę sobie propozycje dla Niego. Swojemu tacie kupiłam golarkę elektryczną i ciepłą czapkę, bo ostatnio swoją ulubioną zgubił. I powiem Wam szczerze, że prezenty dla facetów kojarzą mi się z jednym słowem - pożyteczne. Czapka, golarka do twarzy, czy włosów, szalik, bluza, zestaw kosmetyków, komplet narzędzi do wina, dla młodszych - może jakaś wymarzona gra? Jak się trochę zastanowimy, co naprawdę się przyda, mamy potencjalny problem z głowy. Ale co dla Niej? 


Dla Niej do 50 zł 
Jak byłam młodsza, to budżet miałam nieźle okrojony na prezenty. Dopiero jak zaczęłam zarabiać pieniądze, mogę obdarzyć rodzinę czymś droższym. Ale zawsze wiedziałam, że cena nie jest tutaj słowem kluczowym, bo za 200 zł można kupić totalny niewypał i za 30. I odwrotnie. Mając max. 50 zł na prezent, zdecydowałabym się na następujące rzeczy: 

1. Dobrą książkę. Czytamy zawsze. To prezent uniwersalny, zawsze przydatny. Pozycje, które proponuję to - poradnik Anwen (mam wrażenie, że jest jedną z nielicznych blogerek, której udało się wydać coś dobrego), "W śnieżną noc", "Więzień nieba", czy "Zaginiona dziewczyna", a może "Zostań, jeśli kochasz" dla siostry lub koleżanki? 

Co jeśli nie tak oczywisty prezent? Paletka magnetyczna Inglota! (na 10 cieni - 21 zł!). Na pewno ucieszy niejedną kobietę i da możliwość skomponowania odcieni, jakie tylko się nam zamarzą. Poza tym, mamy do wyboru również większe i mniejsze palety - do cieni, róży, podkładów, eyelinerów. Kolejnym moim pomysłem jest futrzany komin z Mohito. Nie ma jeszcze wielkich mrozów, ale śnieg może się pojawić w każdej chwili. Jest cieplutki i mega elegancki! (49,99 zł). I sama taki mam! Warto zwrócić też uwagę na kosmetyki Organique, a w szczególności na zachwalaną maskę do włosów Anti-Age.

Niestety, to nie działa!

Długo zbierałam się do tej recenzji, bo nie lubię pisać o tym, jak bardzo produkt się u mnie nie sprawdził, a tym razem, nie mam niczego, kompletnie niczego pozytywnego do powiedzenia. 

Chusteczki zmywające lakier do paznokci Jelid to coś nowego, szczególnie dla tych, przyzwyczajonych do tradycyjnych metod. Złożenie produktu jest dobre - jedna chusteczka, 10 paznokci zmytych. Szybko, skutecznie, bez intensywnego zapachu klasycznego zmywcza. 

Niestety żadna z obietnic nie została spełniona. Po pierwsze 1 chusteczka to stanowczo za mało. Musiałam sięgnąć po 4-5, a czasami i więcej! Po drugie - albo dostałam felerną partię, albo ilość zmywacza w chusteczkach była celowo znikoma. Po trzecie, ani to szybkie, ani skuteczne. Lakier rozmazywał mi się na skórze, a ja otwierając co chwila następne opakowanie chusteczki, nie mogłam się z nim uporać. I już nawet nie mówię o lakierach piaskowych, brokatowych, ciężki do zmycia. Plus jako taki jest jeden - produkt nie zawiera acetonu, a zawiera olejek kokosowy. Tylko co z tego? 

Ja jestem na nie. Dla mnie ten produkt to jedno wielkie nieporozumienie. A jak sprawdził się u Was?

wtorek, 16 grudnia 2014

Nowości z The Body Shop

To jeden z moich ulubionych sklepów i mogę to niezmiennie powtarzać przez wiele, wiele lat. Zawsze, gdy robię większe zakupy w galeriach, zachodzę tam i coś sobie wybieram bez większego namysłu. Do zamknięcia Arkadii zostało jakieś 10 minut, a ja wleciałam w biegu..
Pierwsze po co sięgnęłam i już nie odstawiłam to szampon do włosów imbirowy, przeciwłupieżowy. Nie powiem, że jest tak kuszący, jak ten bananowy, ale spełnia swoje zadanie sto razy lepiej. Po nim czuję, że moje włosy są niesamowicie czyste. Wiem, brzmi dziwnie, jednak dawno działanie oczyszczające nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. Świetnie się pieni, jest wydajny.. Więcej w tej chwili nie powiem, choć jestem przekonana, że po tylu plusach, rozczarowania nie będzie!

Nie mogłam się też oprzeć waniliowej mgiełce do ciała. To specyficzny kosmetyk TBS. Ma w sobie tę moc perfum, a jednocześnie ulotność mgiełki. Pachnie obłędnie! To idealny zapach na jesień i zimę. Ciepły, otulający, bardzo, bardzo słodki. Prócz wanilii, wyczuwam w niej odrobinę miodu. W sumie to wszystko, co kupiłam w The Body Shop. Miałyście może któryś z tych kosmetyków? Jakie są Wasze odczucia? Uciekam pichcić dalej obiad :DDD