Lubię nowości. I niekoniecznie musi to być jakiś przełom w kosmetologii, jakaś odjechana innowacja. Wystarczy, że trafię nie kosmetyk, którego wcześniej nie miałam. Który dopiero pojawił się na sklepowych półkach, albo był na nich cały czas, tylko z jakiegoś powodu go nie dostrzegłam. Dziś 3X NIE. Produkty, które kupiłam, sprawdziłam pierwszy raz w życiu i do których na pewno nie wrócę. W tym przypadku zdanie "nigdy nie mów nigdy" zahacza o cud, bo ja jestem pewna, że złamanego grosza na te kosmetyki więcej nie wydam :D
Może zacznę o najgorszego, czyli od skarpetek złuszczających Comofort + marki Bielenda. Ja rzadko sięgam po tego typu rzeczy. Nie mam większego problemu ze skórą stóp, chciałam po prostu by latem wyglądały trochę lepiej. Użyłam ich dosłownie kilka dni temu, więc możecie spytać jakim prawem nazywam je bublem? Cóż, skóra mi się jeszcze nie złuszcza, wątpię aby taki zamiar miała... Problemem dyskwalifikującym jest dla mnie aplikacja. Mamy w pudełku skarpetki i mamy 2 saszetki z płynem. Założyłam foliowe skarpetki, ostrożnie wlałam płyn, następnie jeszcze ostrożniej zaczęłam wkładać zwykłe skarpety... I viola! Płyn pod wpływam nacisku zaczął unosić się do góry.. Chwyciłam za mop i #homespa dobiegło końca. Używałam w przeszłości innych skarpetek i zawsze były one lepszej jakości (a nie jak zwykła zrywka z supermarketu!) i nigdy, przenigdy nie spotkałam się z osobnymi skarpetkami i płynem złuszczającym. Nie podoba mi się takie rozwiązanie.
Drugie miejsce słusznie albo niesłusznie zajmuje krem do twarzy bardzo lubianej przeze mnie marki Tołpa. Wierzcie mi, że piszę to z wielkim smutkiem, ale trafił mi się zwyczajny bubel! Odżywczy krem wygładzający kosztował w granicach 18 zł / 50 ml. Ma całkiem fajny skład, dobrą konsystencję, nienachalny zapach.. Tylko co z tego, gdy okropnie mnie piecze skóra, kiedy tylko zdecyduję się go aplikować! Potrzebuję kremu, który po 12 godzinach pracy ukoi moją skórę, odżywi, nawilży, sprawi przyjemność. I choć w tym przypadku efekty pożądane da się dostrzec, tak nie wyobrażam sobie by ceną ich była podrażniona, szczypiąca skóra. Pół opakowania wycierpiałam, więcej nie dam rady! Szkoda, że wcześniej nie poczytałam negatywnych opinii w internecie :D
Ostatni też jest krem, ale kategorii depilacja. To cudeńko, które bezboleśnie (a tak przynajmniej myślałam) usunie nam włoski z twarzy i innych, delikatnych miejsc. Venus - brawo za fajne opakowanie, sztyft to wygoda i higiena. Brawo też za skuteczność - włosków nie ma, skóra jest gładka! Tylko to pieczenie... to przesuszenie...to ściągniecie. Tak jak w powyższym przypadku osiągnięty efekt kosztem podrażnienie to dla mnie za wiele. Skóra po aplikacji błaga o pomoc, boli i potrzebuje kilkunastu godzin by wrócić do normalnego stanu.
Nie lubię produktów Tołpy.
OdpowiedzUsuńJak się używa tego sztftu? Zaciekawił mnie.
OdpowiedzUsuńO sztyfcie do depilacji pierwszy raz słyszę :D Na skarpetki też bym się wściekła, a Tołpa generalnie się u mnie nie sprawdza :P
OdpowiedzUsuńDobrze, że są jeszcze osoby, które piszą jakąś prawdę na temat bubli produkowanych przez firmy kosmetyczne <3
OdpowiedzUsuńhttp://bitasmietanka.blogspot.com/
Ten krem od Tołpy też mi nie spasował, piekła mnie skóra.
OdpowiedzUsuń